![]() |
![]() |
||
|
![]() |
zgłoś imprezę |
![]() |
![]() |
![]() |
||||||||||||||||||||||||
NIESTRUDZENI PRZYJACIELE ROŚLIN
![]() TENDENCJE, CZYLI WIELKI ŚWIAT NIEWIELKICH FARMERÓW Nowy Jork obrósł ogrodami. Zróbmy zoom na ósme piętro kompleksu deweloperskiego 550 Vanderbilt na Brooklynie. Co widzimy? Warzywa. Owoce. Zioła. Rosną na dachu, w ogrodzie, który uprawiają mieszkańcy apartamentowca. Każdy, kto mieszka w Urban City Island, może nabyć rośliny hodowane na dziedzińcu – w sklepie z warzywami, znajdującym się na terenie UCI. Podobnie sprawy mają się w Hunters Point South na Long Island. Coś bez deweloperki, bliżej kultury? I z naszego, swojskiego podwórka? Ela Jabłońska rozsiała Nieużytki Sztuki, jak Polska długa i szeroka. Oto przy galeriach, muzeach, instytucjach kultury parę lat temu pojawiły się grządki z cukinią, dyniami, botwinką, poziomkami, groszkiem, miętą, lebiodą czy nasturcjami (tak, tak, nasturcje są jadalne!). A dalej od miasta? Anna Nacher i Marek Styczyński od maja 2015 roku prowadzą po słowackiej stronie Dunajca ośrodek praktyk bioregionalnych Biotop Lechnica. To tutaj jasnego sensu i konkretnej postaci objawiającej się w roślinach nabierają pojęcia takie jak „etnobotanika” czy „permakultura”. Dynamika związków człowieka z przyrodą, a także odpowiedzialne gospodarowanie zasobami ludzkimi i naturalnymi stanowią trzon tego miejsca. Uczymy się (od) roślin w każdej z perspektyw – indywidualnej i społecznej, kulturowej i artystycznej. Pomagają poczuć nam więzi z żywym otoczeniem, odnaleźć tradycyjne powody szacunku dla natury, wspólnie poszukiwać stylu życia, którego wartość mierzy się jakością, a nie konsumpcją. Atencja wobec roślin tworzy mapę kulturowego oporu wobec zawłaszczania przestrzeni publicznej w miastach: kooperatywy spożywcze, biobazary i towarzyskie targi warzywne, uprawy organiczne, partyzantka roślinna, społeczne ogrody czy artystyczne ingerencje w tkankę miejską – wszystkie te działania są obiecującymi tendencjami tworzenia na nowo, w oparciu o relacje z roślinami, utraconych więzi społecznych. OGRÓD Ideą ogrodów wspólnotowych jest połączenie uprawy ziemi z programem społecznym – i nie jest to wcale idea nowa. W Stanach Zjednoczonych jej historia sięga końca XIX wieku („community gardens”), a w Wielkiej Brytanii roku 1649, kiedy to angielscy Diggersi pod wodzą handlarza tekstyliami, Gerrarda Winstanleya, rozpoczęli w okolicach Surrey uprawę nieużytków typu „commons” (zgodnie z prawem można było pozyskiwać to, co na nich wyrosło, natomiast nie wolno było ich uprawiać). Diggersi bardzo szybko zostali uznani za zagrożenie dla istniejącego porządku i zaprzestali działalności – ale ich idee odrodziły się w kontestacyjnych latach 60. XX wieku. Próby odzyskiwania przestrzeni miejskiej dla ludzi, których nie stać na prywatne ogródki działkowe również dziś stają się ciekawą formą postaw obywatelskich. W Katowicach, po Społecznym Ogrodzie na Warszawskiej, dzięki zaangażowaniu Stowarzyszenia PFEE (projekt Mia100) powstaje nowy Ogród na Cynkowej – zaniedbany pas zieleni otacza 175 lokali, z których 99 stanowią mieszkania socjalne. Tutejszy ogród zaplanują, wykonają i będą pielęgnować mieszkańcy, a wiosną i latem rytm wyznaczą codwutygodniowe spotkania, podczas których będzie się nie tylko dbać o zasadzone rośliny, ale także o nich rozmawiać i wspólnie korzystać z plonów. W Ogrodzie na Warszawskiej świetnie sprawdziły się warzywa takie jak pomidory i papryki, a także pory czy marchewki. Jednak o tym, jakie de facto gatunki roślin jadalnych i ozdobnych zostaną zasadzone na Cynkowej, zadecydują mieszkańcy. Szczegółowe warsztaty planowania ogrodu przeprowadzą architekci krajobrazu – Marta Gacek i Artur Łoskot, a „posadzić się na Cynkowej” będą mogli wszyscy – w maju odbędzie się festyn wspólnego sadzenia roślin. ![]() PARTYZANCI W 1973 roku w Nowym Jorku na rogu niezagospodarowanego gruntu przy Bowery i Houston ukonstytuowała się grupa ogrodowych partyzantów. Liz Christy i Green Guerillas przez blisko rok oczyszczali miejskie śmietnisko, jakie wyrosło na nieużytkach. A potem zaczęto „bombardowania”. „Seed bombs” (specjalnie spreparowane kawałki ziemi zawierające nasiona oraz substancje użyźniające i przyspieszające wzrost roślin) szybciutko się zakorzeniały i rozkwitały na miejskich nieużytkach, by pokazać potencjał, który mógłby służyć mieszkańcom, gdyby tylko został zauważony. Richard Reynolds, autor najpopularniejszego przewodnika po partyzantce ogrodniczej, tak definiuje „guerilla gardening”: „to nielegalna uprawa ziemi należącej do kogoś innego”. Partyzanci „przechwytują” tereny pozostawione samym sobie – miejsca w pobliżu przystanków autobusowych, pasy zieleni między ulicami, zaniedbane skwery, opuszczone trawniki. Sadzenie ma znaczenie. Witek Szwedkowski, który 12 lat temu w Bytomiu rozpoczynał sadzenie niezapominajek na Kleinfeldzie, w 2010 roku zainicjował Miejską Partyzantkę Ogrodniczą. Na Rynku w Chorzowie oznakowano drzewa przeznaczone do wycinki? Jedna noc i obok nieściętych jeszcze drzew zasadzono świerki. Wszystko po to, by zwrócić uwagę na rosnące drzewa i nie ulegać pokusie ich wycinania. Chorzowska partyzantka lubuje się w sadzeniu drzew. Jawor przy ulicy Rostka ma nawet własne imię – „Jorg” – i limeryk na swoją cześć. W okolicach chorzowskiego sądu ni stąd ni zowąd wyrosły klony. Przy Rynku i ul. Moniuszki pojawiły dwa jesiony. Przez moment na Osiedlu Tysiąclecia rósł orzech włoski, ale nie przetrwał spotkania z buldożerem. Drzewa, bluszcze i winobluszcze, lilaki, byliny, których nie było, a są – to właśnie działania Miejskich Partyzantów Ogrodniczych. Cel? Naprawić miasto. Zmienić trawniki, klomby, gazony i kwietniki w miniaturowe oazy piękna lub źródło pożywienia dla ludzi i zwierząt. ŻYWNOŚĆ Jeśli znalibyśmy walory większości gatunków roślinnych z naszego otoczenia, bez wątpienia bylibyśmy w stanie znaleźć coś do jedzenia o każdej porze roku. Tropem praktyk survivalowych oraz poszukiwania zrównoważonych ekologicznie modeli życia podążają przedstawiciele miejskich zbieraczy oraz ruchu „urban farming”. Zbierają dziwne rzeczy, sieją dziwne rzeczy i jedzą dziwne rzeczy, ale robią to świadomie i zdrowo. Zajadają się więc pieczonymi kwiatami mniszka czy akacji, piją kawę ze sproszkowanych żołędzi, niestraszne są im dzikie owoce i zioła, ponieważ potrafią je wędzić, suszyć, marynować – jednym słowem przetwarzać. Na parapetach okien i balkonach uprawiają pomidory, siewki rzodkiewki, gorczycy czy musztardowca, nasturcji i szczawiu krwistego. Lope de Aguirre, który na Facebooku prowadzi profil Uprawiam Własne Jedzenie, a w katowickich Szopienicach mały sklep ogrodniczy, twierdzi, że domowa uprawa pomidorów koktajlowych, sałaty czy marchewki jest zadaniem dla trzylatka. Zwłaszcza że w czasach upraw przemysłowych pieniądze otrzymuje się za kilogramy – stąd w sklepach kupujemy pomidory, które mają twardą skórkę, nie psują się i nie obijają w transporcie... ale nie mają smaku. Codzienna praca z roślinami, które stają się ludzkim pożywieniem – zebranym w okolicy albo wyhodowanym w domu – to przybierająca na sile tendencja do samowystarczalności i niezależności. To właśnie dzięki roślinom odkrywany jest na nowo zrównoważony sposób pozyskiwania zdrowej żywności w miejskim środowisku. SZTUKA Miasta (post-)przemysłowe dzięki roślinom zyskują nowy krajobraz. W interwencjach, które opierają się na nasadzeniach, wyspecjalizowali się artyści. Bezapelacyjnym mistrzem jest Patrick Blank – francuski botanik i architekt zieleni, który tworzy wertykalne ogrody. Potrafi nimi przyozdobić nawet beton i przywrócić przyrodzie miejsca, z których została wyrugowana. A przede wszystkim skłonić ludzi, by na nowo przyjrzeli się roli i znaczeniu roślin. Podobna idea współpracy z przyrodą, choć realizowana w odmienny sposób, bo używająca roślin jako medium dialogu między nadawcą i odbiorcą, przyświeca Pawłowi Szeiblowi. Na co dzień można go spotkać albo w przydomowym ogródku w Rudzie Śląskiej-Halembie, albo na katowickiej ASP, gdzie w „Pracowni sezonowej” prowadzi badania na temat społecznej roli roślin w sztuce współczesnej. Inspiracją stają się dla niego ogrodnicze niepowodzenia. Na dziesięciolecie Ronda Sztuki przygotowuje z Anią Kopaczewską projekt, który na piedestale postawi bluszcz pospolity, rodzime, wiecznie zielone pnącze, niesamowicie odporne na pyły, dymy i gazy, które może być hodowane dosłownie wszędzie. To bluszcz usuwa z powietrza trujący formaldehyd, toluen, benzen, ksylen i trójchloroetylen. Pawła interesują rośliny, które w nazwie mają słowo „zwyczajny” albo „pospolity”. Zbierał igliwie sosny zwyczajnej – z każdej wyprawy do lasu przynosił jeden pęk. Jego zbiory stały się instalacją i w katowickim BWA w 2015 roku pojawiły się na wystawie „Mocne stąpanie po ziemi”. Trzy lata wcześniej, również w BWA, zainaugurował „Wymiennik zieleni”, czyli miejsce wymiany roślin doniczkowych, w którym ogrodnicy-amatorzy mogli wymieniać się nie tylko doświadczeniami, ale i roślinami. SCHRONISKO Ta idea odrodziła się w Schroniskach dla niechcianych roślin, które spotkamy w Bytomiu, Chorzowie, Katowicach i Siemianowicach Śląskich (a także na FB). Powstały ku chwale zieleni i są domami tymczasowymi dla roślin doniczkowych i ozdobnych, z którymi ich wcześniejsi właściciele nie potrafili sobie poradzić. Martyna i Kasia prowadzące schroniska podają przykładowych podopiecznych: wyhodowane przez kogoś awokado, aloes, geranium, fiołki, begonie, paprotki, grubosze drzewiaste, a nawet ficus benjamin. Porzucone, w tymczasowych domach otrzymują zastrzyk troski i uważności oraz życzliwą rękę człowieka. Niestrudzeni przyjaciele roślin może nie są spektakularni, ale wierzcie nam, są wszędzie. tekst: Magdalena Gościniak | ilustracje: Piotr Perła Perłowski; zdjęcia: Martyna Fołta, Barbara Kubska ultramaryna, marzec 2017 ![]() ![]() KOMENTARZE: nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi.... SKOMENTUJ: |
![]() |
![]() ![]()
![]() |
||||||||||||||||||||||||
![]() |
![]() |
![]() |
Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie. Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50. |
![]() |
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone |