![]() |
![]() |
||
|
![]() |
zgłoś imprezę |
![]() |
![]() |
![]() |
||||||||||||||||||||||||
MAREK LECHKI: Po cichutku
![]() Marek Lechki sprawia wrażenie zamkniętego w sobie. Waży każde swoje słowo, na pytania odpowiada spokojnie, cierpliwie, jak gdyby słyszał je po raz pierwszy. Ale nie ma się co łudzić. Dziennikarze uparcie pytają ciągle o to samo. Jak to się stało, że czekał z debiutem prawie dziesięć lat, jak to możliwe, że postanowił sam sobie swój film wyprodukować, czy obraz jest rozliczeniem z własnym życiem, pokoleniem, wyniesionymi z domu traumami i co znaczy ten tytuł. I jeszcze, dlaczego grają w nim serialowi aktorzy. Reżyser raz za razem odpowiada, że to nie takie proste, nie takie oczywiste, że to tak nie działa… Marek Lechki, rocznik 1975, powinien już od dawna być autorem kilku filmów i jednym z najgorętszych nazwisk polskiej kinematografii. Jest jednak zaledwie debiutantem, za to z dwoma rewelacyjnymi tytułami na koncie, co w końcu ma nie byle jakie znaczenie. Kiedy w 2002 roku w ramach telewizyjnego cyklu „Pokolenie 2000” pokazał swoje – świetne! – „Moje miasto”, krytykom zaparło dech w piersiach. Serca publiczności podbijały wtedy w kinach: „Zemsta” Wajdy, „Dzień świra” Koterskiego, „Pianista” Polańskiego oraz „Chopin. Pragnienie miłości” Antczaka i wydawało się, że przyszłość polskiego kina należy do wysokobudżetowych, nakręconych z rozmachem, wielkich produkcji. A tu – w małym, telewizyjnym filmie – pojawił się reżyser, który mówił o rzeczach ważkich jak gdyby szeptem, cichuteńko, z zadziwiającą trafnością punktując strachy i lęki swoich rówieśników. Właśnie skończył reżyserię na katowickim Wydziale, właśnie napisał scenariusz, który, niemal natychmiast, trafił do realizacji. Co więcej – nie ukrywał, że interesuje się kinem ambitnym, robieniem sztuki, że praca nad filmem jest dla niego podróżą, po trochu odkrywaniem siebie. Szczęściarz. Posypały się świetne recenzje, pochwały, nagrody. Posypały się też propozycje zarabiania „łatwych” pieniędzy, które Lechki, z konsekwencją i uporem godnym lepszej sprawy odrzucał. Przez dekadę zderzał się z rzeczywistością. Okazało się, że błyskotliwy film telewizyjny to za mało, aby dopiąć budżet dobrze zapowiadającej się fabuły. Lechki najpierw starał się zainteresować swoim pomysłem producenta, później producent starał się znaleźć środki na realizację. Bezskutecznie. Poszukiwania szły na tyle opornie, że reżyser postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i samodzielnie wyprodukować swój film. Łatwo powiedzieć, bardzo trudno wykonać. Połączenie dwóch funkcji wymagało niezwykłego samozaparcia, ale też myślenia o sprawach, którymi zazwyczaj twórca nie zawraca sobie głowy. Praca nad filmem trwała rok i był to najtrudniejszy rok w życiu Lechkiego. Rok morderczej pracy bez wytchnienia, stresu i napięcia. Udało się. „Erratum” powstało za śmieszną kwotę (niewiele ponad milion złotych), ale nie ma w nim kompromisów. Ograniczenia budżetowe wpłynęły jednak na przykład na stronę wizualną filmu, który nie był kręcony na taśmie 35 mm, ale cyfrowo, przy użyciu kamery RED One. Stalowe szarości są efektem żmudnej postprodukcji, której wymaga materiał „wychodzący z RED-a”. Przemysław Kamiński, absolwent katowickiej operatorki, z którym Lechki współpracował już przy „Moim mieście”, uczynił z ograniczenia atut, co widać w niemal każdym ujęciu „Erratum”. Wybór Tomasza Kota – bez dwóch zdań wspaniałego w głównej roli – nie był wynikiem kalkulacji. Lechki znał aktora jeszcze ze studiów, z okresu, kiedy Wydział współpracował z krakowską PWST i to tam, lata temu, Kota wypatrzył. Ma zresztą rękę do aktorów, bo kto podejrzewał, że od lat zamknięty w sitcomowej szufladzie Ryszard Kotys (ojciec głównego bohatera) może stworzyć tak subtelną i głęboko poruszającą kreację. „Erratum” cicho, bez rozgłosu objechało pół festiwalowego świata, od Pusan po Saloniki. Marek Lechki dalej mieszka w małym miasteczku pod Wrocławiem. Ale coraz częściej bywa w Warszawie i kręci tam „Plebanię”, o czym mówi dziennikarzom otwarcie. Bo już nikomu nie musi udowadniać, że jest prawdziwym artystą. tekst: Joanna Malicka | na zdjęciu: Marek Lechki na planie „Erratum” ultramaryna, lipiec/ sierpień 2011 KOMENTARZE: 2011-07-24 22:12 Pan Marek dał się poznać na spotkaniu po projekcji Erratum jako człowiek z pasją opowiadający o filmie, biła od niego skromność i pokora a zarazem siła! Życzę Panu Markowi łatwiejszej drogi w realizacji kolejnych filmów! Przede wszystkim aby nie trzeba było pukać do tak wielu drzwi w celu zebrania budżetu. edytha slot 2011-07-18 10:49 lubię to :) 2011-07-16 20:23 aż miło czytać takie recenzje,tym bardziej że jest synem mojej siostry Ani miki.s 2011-07-15 23:12 Rozmawiałem z nim, wspaniały człowiek. Myśle, że będzie o nim głośno za pare lat. jacek SKOMENTUJ: |
![]() |
![]() ![]()
![]() |
||||||||||||||||||||||||
![]() |
![]() |
![]() |
Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie. Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50. |
![]() |
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone |