Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
poniedziałek 20.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
W KUCHNI U OPERATORÓW


Polskim kinem rządzą operatorzy. No bo co tu kryć – w czasach, gdy każdy może sobie „zrobić” film, prawdziwa wiedza tajemna kryje się w znajomości filtrów, soczewek i obiektywów. „Prawdziwe” kino robią ci, którzy znają możliwości postprodukcyjne, orientują się we wszystkich pułapkach korekcji barwnej, cyfrowych kamer i kamerek. Tylko oni to wiedzą i tylko oni potrafią rozmawiać ze specami od efektów. W dodatku – i to jest zapewne klucz do zagadki – równie sprawnie poruszają się po meandrach zapisu analogowego. Dobra wiadomość. Dziś karty w polskiej operatorce rozdaje katowicki Wydział Radia i Telewizji.

MIĘDZY ŁODZIĄ A KATOWICAMI
Sercem, duszą i szefem katowickiej operatorki jest Bogdan Dziworski. Nie ma chyba studenta, który nie byłby zachwycony jego sposobem bycia, jego pracą, osobowością. Profesor jest w ciągłych rozjazdach, wiecznie w pociągu. Regularnie kursuje między Łodzią a Katowicami. Jest legendą katowickiej uczelni i niekwestionowanym autorytetem. Wielu studentów wybiera Wydział RiTv właśnie ze względu na Dziworskiego, o czym mówią i w oficjalnych wywiadach, i w kuluarowych, przypiwnych rozmowach. A to świadczy o jednym – naprawdę go lubią i szanują.

„Kiedy go poznajesz – opowiada mi Paweł Dyllus, jeden z najzdolniejszych absolwentów katowickiej operatorki – wydaje ci się, że ten człowiek chyba nie ma talentu pedagogicznego. Pozory, bo to świetny nauczyciel i wybitny artysta. Nie jest łatwo znaleźć wspólny język, bowiem żeby zacząć czerpać, trzeba zacząć myśleć jak on, wspiąć się na jego poziom, zacząć postrzegać rzeczywistość tak jak on to robi. A to wysoki pułap. Najważniejsze, czego mnie nauczył, to świadomość, że dobry obraz zawsze musi być związany z opowiadaną historią. Nie może dominować, tylko powinien dotrzymywać kroku opowiadaniu”.

„Mówią, że Dziworski rządzi. Że jest wybitny i rozdaje swoją energię studentom” – podpytuję. „Tego nie da się tak po prostu wytłumaczyć, to magia” – odpowiada Dyllus. „Wiesz, myślę, że poza wszystkim innym to jest po prostu dobry człowiek. Koniecznie to napisz”.

Pytanie czy magia, która pozwala Profesorowi oczarowywać studentów, przekłada się na ich przygotowanie do zawodu. Odpowiedź jest bardzo prosta. Tak. I wygląda na to, że można mówić już o pokoleniu śląskich operatorów, choć nie wszyscy skończyli katowicką uczelnię. Dwa pokolenia: młodszych i starszych, mistrzów i uczniów. Starsi wynieśli z łódzkiej szkoły poczucie, że kino powinno być sztuką. Ich uczniowie – że obrazy są tylko narzędziem, językiem do opowiadania historii. Bo tylko z takiej wypadkowej może powstać prawdziwa sztuka filmowa. Nawet jeśli brzmi to zbyt górnolotnie.

ŚLADAMI MISTRZA
Oto fakty. Katowickie filmy zgarniają nagrodę za nagrodą. Papierkiem lakmusowym jest festiwal sztuki operatorskiej Camerimage, z którego rokrocznie studenci wracają z workiem wypełnionym nagrodami. Kijanki „zażabiłby” niezły staw. Ubiegłą edycję wygrała przecież Weronika Bilska świetnymi, choć dalekimi od eksperymentu, zdjęciami do filmu „Brzydkie słowa”. Zresztą kiedy tryumfował „Sezon na kaczki” ze zdjęciami Pawła Dyllusa, też chwalono przede wszystkim zgranie obrazu i historii, brak dominacji jednego nad drugim. Idealną symbiozę tematu i formy, fabuły i sposobu jej opowiadania. Można nawet pokusić się o pewną, może zbyt odważną, tezę. Mimo że w Katowicach wykłada wielu wybitnych operatorów, to w podejściu do obrazu młodych absolwentów i studentów Wydziału widać rękę Profesora, który lubi powtarzać, że najważniejsze jest wyjście od patrzenia, od rzeczy najprostszej.

Z drugiej strony niebagatelne znaczenie musi mieć fakt, że Profesor patrzy na przygotowywanie filmu z wielu rozmaitych perspektyw. Bogdan Dziworski jest oczywiście przede wszystkim wybitnym operatorem, ale ma jednocześnie ogromne doświadczenie reżyserskie, jest doskonałym fotografem. Jego filmy – dokumentalne, opowiadające o sporcie, sportowcach i ludziach ze sportem związanych w sposób nietuzinkowy – często wychodzą poza konwencję, są bardzo autorskie, przez niektórych postrzegane jako poetyckie. Połączenie rozmaitych punktów widzenia i, co za tym idzie, sposobów myślenia musi więc owocować innym sposobem myślenia o tym, jak obrazem opowiadać historie. Widać to świetnie w jego zdjęciach. Z humorem i dystansem, wykorzystując bardzo proste środki, potrafi uchwycić sedno problemu, zajrzeć do wnętrza nie pokazując zbyt wiele. Nic dziwnego, że wielu operatorów zaczynających od fotografii (jak Weronika Bilska) trafia do Katowic w ślad za Profesorem.

Podwójny filmowy zawód ma zresztą nie tylko Bogdan Dziworski. Współpracujący z nim na Wydziale dwaj świetni operatorzy – Adam Sikora (po Łodzi) i Marcin Koszałka (absolwent rodzimego Wydziału) – równie dobrze znani są jako operatorzy, co reżyserzy. Obaj są świetnymi dokumentalistami, choć idą nieco inną, artystyczną drogą.




ZAWÓD: OPERATOR
Szczególnie ciekawy rok ma za sobą Adam Sikora. Bo co tu kryć – sukces filmu Jerzego Skolimowskiego „Essential Killing” (Wenecja!) to jednocześnie wielki sukces śląskiego operatora. Sikora przez lata utożsamiany był z wysublimowanym, poetyckim, wręcz kontemplacyjnym obrazowaniem, w którym mało było światła, a sporo świadomego estetyzowania. Po mrocznych i ciemnych „Czterech nocach z Anną”, przepięknym, opartym na długich, misternie konstruowanych ujęciach „Lesie” Piotra Dumały i jak zwykle wysmakowanym „Młynie i krzyżu” Lecha Majewskiego, Sikora zaskoczył chyba wszystkich rozległymi plenerami i ujęciami pełnymi efektów specjalnych.

Skolimowski zrobił co prawda film do bólu artystyczny (w najlepszym znaczeniu tego słowa!), ale zdjęcia Sikory mają w sobie iście hollywoodzki rozmach. I nie chodzi tu wyłącznie o długie jazdy i szerokie panoramy, ale – na przykład – o fragmenty dorysowywane przez studio graficzne w 3D (samolot) czy efektowne wybuchy i popisy pirotechniczne (też zresztą narysowane). Tego chyba w twórczości Sikory jeszcze nie było. No, przynajmniej nie na taką skalę, choć operator zbyt skromnie przyznaje, że praca na planie „Essential Killing” niewiele różniła się od tej przy „Czterech nocach z Anną”.

Jedno jest pewne – praca przy międzynarodowej koprodukcji wyraźnie nie przeszkodziła w przygotowaniu własnego, w pewnym sensie kameralnego, projektu reżyserskiego. Na lipcowych wrocławskich Nowych Horyzontach Adam Sikora (razem z Ingmarem Villqistem) otrzymał nagrodę za debiut reżyserski za pełnometrażową fabułę „Ewa”, zanurzoną w śląskich realiach, ale – co podkreślają autorzy – bardzo uniwersalną. Debiut debiutem, ale już wcześniejsze filmy reżyserowane przez Sikorę zdradzały jego wyjątkową wrażliwość i ponadprzeciętną umiejętność obserwacji i prowadzenia niebanalnej narracji. Wyboista droga do fabuły wyraźnie musiała prowadzić przez dokument.

TRUDNY DOKUMENT
Z Marcinem Koszałką było inaczej. Kiedy w 1999 roku nakręcił film „Takiego pięknego syna urodziłam”, w Polsce – dosłownie w całej! – rozgorzała dyskusja o tym, czym jest i czym powinien być dokument. Po dziesięciu latach od premiery tamtego obrazu, w czasach, gdy Big Brother zdaje się być mdłym prekursorem tego, co można pokazać „na żywo” i jak bardzo można przekroczyć granice intymności, film Koszałki zaskakuje nieco mniej. Ale wtedy trudno było zrozumieć, jak silną trzeba być osobowością, jak bardzo odważnym artystą, aby postawić przed samym sobą, a przede wszystkim przed swoją rodziną, kamerę i pokazać kawał własnej, bolesnej, codzienności.

Koszałka od tamtego czasu regularnie znajduje zresztą naśladowców. By nie szukać daleko wystarczy przywołać dokument Pawła Rodana (zeszłorocznego absolwenta katowickiej reżyserii) „Mama, tata, Bóg i Szatan”, w którym młody artysta robi podobną wiwisekcję własnej rodziny i samego siebie. Koszałka od czasu swojego debiutu przeszedł długą drogę. Można się jednak wahać w jasnym dookreśleniu czy bardziej jest dziś reżyserem, czy operatorem. Może zresztą nie ma to aż takiego znaczenia. Z jednej strony jest autorem rewelacyjnych pod każdym względem zdjęć do takich filmów, jak „Rewers” czy „Rysa”, z drugiej jego dokumenty „Śmierć z ludzką twarzą” czy „Istnienie” to jedne z najciekawszych dokonań współczesnej polskiej reżyserii. Wstrząsające, mocne i odważne, nie idące na żadne kompromisy kino głęboko dotykające trudnych i bolesnych tematów.

PRZEPUSTKA DO OPERATORSKIEGO RAJU
Kiedy w 2008 roku Weronika Bilska zdobyła nagrodę Kodaka (pisaliśmy o niej wtedy) już wiadomo było, że przed nią świetne perspektywy. Dziś, jako laureatka Złotej Kijanki, ma właściwie otwartą drogę do pracy w profesjonalnych produkcjach.

„Nagrody?” – dziwi się Paweł Dyllus. „Nie wiem, na ile pomagają. Mnie jeszcze na studiach proponowano pracę przy pełnometrażowej fabule. Najważniejszy jest pierwszy duży, pozaszkolny film. Dopiero praca bez nadmiernych ograniczeń finansowych, ze sprzętem, jaki sobie wymarzymy, pozwala na swobodne wejście w zawód. To jak dwa lata szkoły w kilkadziesiąt dni zdjęciowych. Kiedy masz to już za sobą, producenci jakoś łatwiej potrafią ci zaufać, nagle otwierają się nowe możliwości”.

Przykład kariery Dyllusa może być dowodem na to, jak błyskotliwie może toczyć się zawodowa droga młodego operatora. Po świetnych krótkich metrażach, współpracy z Rafałem Kapelińskim, szturmem wkroczył w profesjonalne produkcje (z profesjonalnymi budżetami). I – co naprawdę warto podkreślić – nie jako szwenkier, ale jako autor zdjęć. Dyllus ma za sobą „Jak żyć”, „Zgorszenie publiczne”, kończy pracę nad „Jumą” (gangsterskim kinem dziejącym się w latach 90.), a na ekrany już za moment wejdzie „Wojna żeńsko-męska” Łukasza Palkowskiego ze scenariuszem Hanny Samson. Kino duże, komercyjne, operatorski raj.

„Po co w takim razie szkoła?” – pytam. „Żartujesz! Co za pytanie!” – odpowiada Dyllus. „Szkoła to był najszczęśliwszy okres w moim życiu. Dotykasz materii, jaką jest film, poznajesz ją, obłaskawiasz, dowiadujesz się, jaka jest natura i specyfika kina. Potem możesz sobie pozwolić na eksperymenty pod okiem profesorów. Poznajesz ludzi i pracujesz do upadłego. Imprezujesz. Wszystko strasznie intensywnie. Ładujesz akumulatory”.

tekst: Joanna Malicka | zdjęcia: Vivarto, Silesia Film, Syrena Films
ultramaryna, październik 2010








KOMENTARZE:

2010-10-25 19:15
Koszalka świetny człowiek
marek

2010-10-25 18:27
wspaniale sie czyta,jestem dumna studentka writv :))
fiuuu


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone