Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
poniedziałek 20.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
ANDRZEJ TOBIS: Zasadnicza jest kwestia spojrzenia

Andrzej Tobis jest malarzem konceptualnym, który równie dobrze sprawdza się jako fotograf. Powiedział kiedyś: „Rzeczywistość jest niezmiennie zaskakująca i zdarzają się momenty, kiedy trudno się jej oprzeć”. I może to stanowić jeden z kluczy do jego twórczości. Prace Tobisa są bowiem efektem uwiedzenia artysty przez rzeczywistość, ale trzyma się on sztywno formuły dokumentującej.

Tobis opatruje swoje prace komentarzem, naznacza je specyficzną perspektywą i autorskim stylem. Tematem, który zgłębia w swoim cyklu „A–Z (Gabloty edukacyjne)”, jest nieprzystawalność języka do opisu świata. Projekt ten został rozpoczęty w 2006 roku i przyjmuje formy wystawowe i książkowe, ma też swoje miejsce oddziaływania w internecie (na Facebooku i Instagramie). Ta autorska wersja „Słownika ilustrowanego języka niemieckiego i polskiego” jest wizualną przygodą, wciągającą za sprawą umiłowania absurdu, wysokiego stężenia ironii i naturalnego zadziwienia tym, co nas otacza. Otwartość tej koncepcji pozwala na wielość interpretacji i wielowarstwowe odczytanie w licznych kontekstach.

Andrzej Tobis wystawia swoje prace w prestiżowych galeriach nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie (Madryt, Rzym, Berlin). Od 1996 roku uczy w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Rozmawiamy z nim o edukacji artystycznej, związkach sztuki ze słowem, malarstwie i fotografii.

Ultramaryna: Zacznę przekornie: czy można kogoś nauczyć być artystą? Podejmujesz trud nauczania studentów od 1996 roku.

Andrzej Tobis: To pytanie nie jest przekorne. To pytanie pierwsze i podstawowe w tak zwanej dydaktyce artystycznej. Sam fakt, że padało ono wielokrotnie i pada wciąż na nowo, świadczy o tym, że nie jest łatwo na nie odpowiedzieć.

Czy można kogoś nauczyć być artystą? Jeśli pytasz w ten sposób, to zapewne chodzi ci o to, czy każdego można nauczyć być artystą. Tutaj sprawa jest jasna – nie każdego można. Kogo więc można nauczyć bycia artystą? Prawda jest taka, że tych, którzy ostatecznie zostają artystami, łączy fakt posiadania dwóch przymiotów, których nauczyć się nie da. Mam na myśli talent i determinację. Żeby więc przejść dalej, do kolejnych niełatwych pytań związanych z edukacją artystyczną, konieczna jest obecność w młodym człowieku tych dwóch jakości.

Skoro talentu i determinacji nie da się nauczyć, to może ci, którzy szczęśliwym zrządzeniem losu je posiadają, nie potrzebują żadnej edukacji artystycznej?
Bardzo lubię to pytanie. Osobiście uważam, że dla takich młodych ludzi edukacja artystyczna nie jest warunkiem niezbędnym, by stać się artystą. W historii sztuki współczesnej mamy wiele przypadków potwierdzających ten pogląd. Jaki jest więc sens edukacji artystycznej? Jaki jest sens istnienia uczelni artystycznych? Gdybym miał w wielkim skrócie podsumować wszystkie moje wątpliwości w tej kwestii, to powiedziałbym, że nie można nikogo nauczyć bycia artystą, ale zdecydowanie można pomóc wybranym osobom stać się artystą. Trzeba tylko pamiętać, że to nie ja ich wybieram.

Studia artystyczne mogą też być dla młodego człowieka bardzo dobrym sposobem na weryfikację własnych intuicji na temat posiadanego talentu i swojej determinacji. Inną sprawą jest fakt, że uczelnie artystyczne nie istnieją tylko po to, żeby „produkować” gwiazdy świata sztuki. Niektórzy studenci świadomie podejmują decyzję, że nie chcą brać udziału w tych wyścigach, traktują studia artystyczne jako część swojego indywidualnego rozwoju. I to też jest w porządku. Oczywiście granice są płynne, studia to czas krystalizowania się tego rodzaju wyborów.

Nie bez przyczyny pytam o edukację. Wielu absolwentów twojej pracowni jest dzisiaj świadomymi uczestnikami rynku sztuki, jak chociażby Bartek Buczek, Szymon Szewczyk. Co jest dla ciebie ważne w relacji profesor – student?
Tak, jest jeszcze kilka innych „gwiazd”, które wyszły z tej pracowni. Bardzo się z tego cieszę, ale nie przypisuję sobie w związku z tym jakichś zasług. Osobiście bardzo nie lubię tej anachronicznej, stereotypowej figury mistrza. Sam reaguję alergicznie na arbitralnie narzucane autorytety. Staram się zachować przytomność umysłu i trzymać się faktów. Fakty są takie, że jestem starszy od studentów i dlatego wiem trochę więcej niż oni. W związku z tym jest mi łatwiej kojarzyć odległe od siebie zjawiska w sztuce i odnosić je do sytuacji danej osoby. Czasem łatwiej jest mi zauważyć, na czym polega oryginalność podejmowanych działań.

Bardzo ważna jest dla mnie świadomość tego, że studenci są z kolei o wiele głębiej zanurzeni we współczesności rozumianej jako cały złożony konglomerat zjawisk kulturowo-socjologicznych. To czysto generacyjna prawidłowość – im przychodzi to całkowicie naturalnie, ja, chcąc nie chcąc, patrzę na współczesność z innej perspektywy. Ale moim absolutnym obowiązkiem jest być na tyle przytomnym uczestnikiem współczesności, na ile jest to możliwe. Tylko wtedy jestem w stanie zauważyć naprawdę istotne sygnały w pomysłach studentów.

Jak uczyć, by nie przeszkodzić rozwojowi naturalnego talentu?
Byłoby wspaniale znać taką uniwersalną metodę, ale w kontekście sztuki nie wierzę w żaden uniwersalny system. Swoją rolę widzę właśnie we wspólnym rozpoznaniu rodzaju talentu, z którym mamy do czynienia w każdym indywidualnym przypadku. To jest najważniejszy i często najdłuższy proces.

Moim zdaniem jeśli student może coś wynieść z naszego spotkania, to świadomość tego, kim jest wobec rzeczywistości, w której żyje. Kiedy już pojawi się tego rodzaju świadomość, to kolejne decyzje dotyczące wyboru tematów i konkretnych środków wyrazu będą miały sens. Wiem, że w takiej skrótowej formie brzmi to banalnie, ale nie chciałbym rozwlekać tej wypowiedzi.

Mam przekonanie, że jeśli młody człowiek kończy studia, wiedząc, kim jest, to będzie mógł się dalej samodzielnie rozwijać. Skoro często taka wiedza jest w jakimś stopniu wspólna, to ja muszę respektować system wewnętrznych, indywidualnych odniesień danej osoby. Czasem jest to fascynujące. Taka strategia pracy skutkuje też tym, że w niektóre dni, kiedy rozmawiam z kilkoma osobami, mam poczucie przeskakiwania z planety na planetę. Każda planeta ma odmienną grawitację i inny ekosystem.

To jest bardzo dobry moment, żeby przypomnieć, że pracownię prowadzę razem z Dominiką Kowynią i bez niej ta pracownia nie miałaby takiej formy. Jesteśmy jak dwoje astronautów na stacji kosmicznej. Widziałeś na filmach SF, jak to funkcjonuje – każdy członek załogi jest specjalistą w kilku dziedzinach, wszyscy są niezbędni dla powodzenia misji. Dominika na przykład nie cierpi SF – tym w pracowni zajmuję się ja.

Czym jest dla ciebie wolność w sztuce?
To kolejne pytanie potencjalnie wybijające na orbitę. Mimo to postaram się odpowiedzieć zwięźle. Generalnie postrzegam sztukę jako obszar wolności. Jest to o tyle istotne, że rzeczywistość wokół jest w coraz większym stopniu sformatowana. Żyjemy w coraz bardziej zglobalizowanym świecie procedur i certyfikatów. To nie znaczy, że kiedyś było lepiej.

Kilkaset lat temu ludzie żyli w kleszczach skonwencjonalizowanych norm społecznych w niewyobrażalnym dla nas obecnie stopniu. Niedostosowane społecznie jednostki często kończyły na stosie, a jeśli miały więcej szczęścia, były wypędzane poza społeczność i wiodły niepewny żywot na jej obrzeżach bądź jako wiedźmy, bądź jako wędrowne dziady proszalne. Czy ktoś dzisiaj pamięta, że jeszcze nie tak dawno w Europie za włóczęgostwo powszechnie stosowano karę więzienia?

W tym kontekście współczesna koncepcja sztuki wydaje się wybawieniem. Teraz wszelkie, nie zawsze precyzyjnie określone w swych granicach aktywności mogą znaleźć swoje miejsce w obszarze sztuki. To sytuacja korzystna nie tylko dla tych, których większość społeczeństwa postrzega jako mniej lub bardziej nieszkodliwych dziwaków.

Sztuka jest, moim (i na szczęście nie tylko moim) zdaniem, genialnym konceptem społecznym, w ramach którego artyści testują rozmaite alternatywne strategie przetrwania (zarówno w skali egzystencji jednostki, jak i w ramach większych społeczności). Artyści, mówiąc najogólniej, wypuszczają się często na terytoria nieznane, a po powrocie do obszaru wspólnego całemu społeczeństwu dzielą się swoimi doświadczeniami w ramach mniej lub bardziej znormalizowanych mechanizmów i instytucji świata sztuki. Zjawiskiem nowym jest obieg idei w ramach uwolnionych, sieciowych kanałów dystrybucji informacji.

Czy w dzisiejszych czasach sztuka ma swoją funkcję, czy powinna być oderwana od rzeczywistości?
Czuję się trochę dziwnie. Twoje pytania coraz bardziej przypominają zestaw pytań zadawanych potencjalnym studentom w czasie rozmowy kwalifikacyjnej. Może przejdziemy do następnego?

Opowiedz proszę jak pracujesz – na podstawie skrupulatnie przemyślanego planu czy zdarza ci się działać pod wpływem natchnienia? Co sprawia, że zajmujesz się danym tematem?
Dawno nie słyszałem, żeby ktoś odwoływał się do fenomenu natchnienia. Jeśli chodzi o temat, to zazwyczaj dojrzewa on we mnie w ramach bardzo długich i niekoniecznie jasnych procesów. Zawsze jest to mieszanka doświadczeń egzystencjalnych i intelektualnych. Planując działania, staram się precyzyjnie określić ramy konceptualne, ale na tyle obszerne, żeby mogły się w nich pomieścić przypadek i improwizacja. Zawsze musi być miejsce na przypadek. Bez tego umieram z nudów.

W 1999 roku wygrałeś prestiżowy konkurs malarski Bielska Jesień. Co to, patrząc z perspektywy czasu, zmieniło w twoim życiu?
Wspaniale, że zadałeś to pytanie, bo będę miał okazję zamieścić tutaj sprostowanie. Nie wygrałem tego konkursu. Zająłem w nim drugie miejsce. Źródłem nieporozumienia, które stawiało mnie często w niezręcznej sytuacji, było nazewnictwo nagród przyznawanych w tym konkursie. Pierwsze miejsce to było Grand Prix, drugie miejsce – Złoty Medal, trzecie – Srebrny Medal i tak dalej. Kiedy pisałem w nocie biograficznej, że zdobyłem w tym konkursie Złoty Medal, to często było to interpretowane jako główna wygrana. Po czasie ktoś dowiadywał się, że jednak nie wygrałem, i nie mając pojęcia, skąd się wzięło to nieporozumienie, brał mnie za przebiegłego uzurpatora. To było dosyć smutne.

Organizatorzy chyba z czasem zorientowali się w sytuacji, bo w kolejnych edycjach zrezygnowano z tego mylącego nazewnictwa. W 1999 roku prestiżowy konkurs Bielska Jesień wygrał Wilhelm Sasnal.

W 2006 roku zacząłeś projekt „A–Z (Gabloty edukacyjne)”. Pamiętasz co stało się impulsem do tego, żeby to robić?
Pierwszym impulsem była chęć subiektywnego zdefiniowania doświadczanego świata poprzez zderzenie dwóch obiektywnych zbiorów – zbioru słów ze starego słownika i zbioru obrazów fotograficznie rejestrowanej polskiej rzeczywistości. Ten pierwszy impuls trwa do dziś.

W twoich pracach bardzo ważna jest relacja słowo – obraz. Co słowa robią z obrazem?
Kontekstualizują. A poprzez to obnażają mechanizmy manipulacji na różnych poziomach. Tym samym pokazują też, jak trudno jest się porozumieć za pomocą języka. Ja oczywiście również manipuluję. Nie ingeruję co prawda w słowa i fotografie, których używam, ale specyficzne ich zestawianie jest formą manipulacji.

„A–Z (Gabloty edukacyjne)” są projektem o dużym ładunku ironii. Co w rzeczywistym świecie cię bawi, a co przeraża?
Jeśli wspominałem wcześniej o sztuce jako obszarze testowania rozmaitych strategii przetrwania, to ironia jest moją strategią przetrwania wobec tego, co mnie przeraża.

Które z przedstawianych haseł w „Gablotach” sprawiło ci najwięcej problemów i dlaczego?
Od 2006 roku do dziś udało mi się odnaleźć prawie tysiąc haseł. Trudno wybrać jedną historię. Czasem muszę jechać kilkaset kilometrów, żeby sfotografować jakiś obiekt, czasem trzeba czekać na odpowiednie światło, czasem trzeba zapłacić 100 złotych za wstęp. Kiedyś wieczorem zaatakował mnie jakiś psychopata i groził, że połamie mi nogi. Kiedy indziej napotkany o poranku człowiek po krótkiej rozmowie zaprosił mnie na śniadanie.

Fotografia kontra malarstwo. Jak te media przenikają się w twojej twórczości? Co sprawia, że dany temat chcesz pokazać za pomocą pędzla, a inny za pomocą aparatu?
Medium nie ma zasadniczego znaczenia. Oczywiście każde medium ma swoją techniczną specyfikę – wynika z tego inna logistyka pracy. Ale zasadnicza jest kwestia spojrzenia. Tutaj nie ma dla mnie dużej różnicy, w obu mediach jestem podobnym obserwatorem, patrzę chyba z podobnym rodzajem dystansu.

Patrzeć nauczyło mnie malarstwo, bez malarstwa nie robiłbym takich zdjęć, jakie robię. To była dosyć długa, mozolna ścieżka. Uważam malarstwo za niezwykle uniwersalne medium, będące doskonałą szkołą dla oka i umysłu. Malarstwo może być ścieżką na całe twórcze życie, może też poprowadzić w rozmaite zaskakujące rejony. Gdyby malarstwa nauczano na dobrym poziomie na wczesnych etapach edukacji, bylibyśmy społeczeństwem mądrzejszym, wrażliwszym i bardziej pomysłowym.

tekst: Adrian Chorębała | zdjęcia: Andrzej Tobis (z cyklu „A–Z (Gabloty edukacyjne)”), Wiktor Trias
ultramaryna, marzec 2019






>>> zobacz Ostatnie słowo - zdjęcia i komentarze Andrzeja Tobisa, które publikował u nas w formie bloga (oraz w wydaniu papierowym)








KOMENTARZE:

nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi....


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone