![]() |
![]() |
||
|
![]() |
zgłoś imprezę |
![]() |
![]() |
![]() |
||||||||||||||||||||||||
RICHMOND FONTAINE: Najlepsza rzecz, jaka się nam przytrafiła
![]() Ultramaryna: Po wydaniu płyty „Post To Wire” magazyn „Uncut” zastanawiał się, jak to możliwe, że tak dobry zespół nie został wcześniej odkryty. Czy ten album rzeczywiście okazał się przełomem w historii Richmond Fontaine? Willy Vlautin: Nie jestem pewny, dlaczego tak długo pozostawaliśmy niezauważeni. Bez wątpienia brakowało nam pewności siebie. Radziliśmy sobie na zachodzie Stanów, ale nie koncertowaliśmy intensywnie. Sporo piliśmy i byliśmy bardziej awanturnikami niż artystami z ambicjami. Myślę, że wcześniejsza płyta „Winnemucca” zmieniła tę sytuację. Wydaliśmy ją sami i ludziom chyba się spodobała, kupili ją. Nagle mieliśmy wystarczająco dużo forsy, żeby wynająć pokoje w motelu i kupić porządne opony do naszego vana. Poczuliśmy, że tworzymy zespół. Również dlatego, że dołączył do nas Sean Oldham. Stał się liderem i zajął się stroną biznesową, a to cholernie nam pomogło. Ale masz rację, że po wydaniu „Post To Wire” coraz więcej osób zaczęło o nas pisać. W końcu wyrobiliśmy sobie również paszporty. Jesienią kończycie działalność zespołu – po 20 latach wspólnego grania. Jakie wspomnienie z tego okresu uważasz za szczególnie ważne? Jedno z takich wspomnień pochodzi z 2002 lub 2003 roku. Gitarzysta Dan Eccles tak bardzo przeraził się naszym imprezowaniem, że schował się i zasnął pod stołem. Następnego ranka, kiedy jechaliśmy przez Wyoming na kolejny koncert, zapytał co sądzimy o występie z poprzedniej nocy. Wszyscy spojrzeliśmy na siebie, bo nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Nigdy. Byliśmy skacowani, a przyszłość zespołu właśnie zawisła na włosku. To działo się latem i van, którym podróżowaliśmy, nie miał klimatyzacji, ale podziałało to na nas jak zimny prysznic. Przez Dana wygrzecznieliśmy i przestaliśmy pić przed koncertami. Naprawdę pomógł nam wyjść z rynsztoka. W swojej twórczości często powracasz do rodzinnego Reno. Jak się tam żyje? Reno staje się obecnie miastem jak każde inne. Swoje piętno odcisnęły na nim indiańskie kasyna. To miasto hazardu, w okresie przejściowym wypełnione barami, które nigdy się nie zamykały, a w których upijali się także sami barmani. To było dzikie, ale rozumiałem i lubiłem tułaczą stronę Reno. Uważałem ją nawet za zaletę. Po prostu urodziłem się w odpowiednim mieście, w miejscu, które miało też swoje ciemne strony, o jakości roztrzaskanego auta, ale które oferowało coś więcej niż tylko przyzwoitą ilość niespełnionych włóczęgów. Od dziecka czułem się spokrewniony z tą okolicą. Pierwsze piosenki wzięły się stamtąd i chciałem, żeby ostatnie tam się kończyły. Dlatego wracam do Reno na „You Can’t Go Back If There’s Nothing To Go Back To”. Czego oczekujecie po Katowicach? Bardzo się ekscytujemy, że wreszcie uda nam się zobaczyć Polskę. Czekaliśmy na to wszyscy od dłuższego czasu i cieszymy się, że zostaliśmy zaproszeni na festiwal. Gramy ostatni duży koncert na ostatniej trasie. Choć Richmond Fontaine to najlepsza rzecz, jaka kiedykolwiek mi się przytrafiła, w wielu aspektach, właśnie z szacunku do tej kapeli porzucam wspólne granie. Jesteśmy bardzo dumni z ostatniej płyty i zakończenie działalności po jej nagraniu wydaje się być właściwym posunięciem. Występy w zespole funkcjonującym jak rodzina, któremu udało się zaistnieć, były wielkim prezentem od losu. Chłopcy zdają sobie z tego sprawę i chcieliby, żeby tak zostało. To jak dobra passa zamieniona w tatuaż. Czy możemy liczyć na kolejny album projektu The Delines, w którym się udzielasz, czy bardziej na płytę solową? Uwielbiam grać w The Delines i mam ogromną nadzieję, że będziemy mogli kontynuować działalność. Niestety Amy Boone, nasza wokalistka i dobra znajoma, została potrącona przez samochód kilka miesięcy temu i czekamy, aż dojdzie do siebie. Jeśli będzie gotowa i chętna do działania, mam nadzieję, że wszystko zacznie się znowu kręcić. Jeśli chodzi o nagrania solowe, o mój Boże, to może potrwać wieki. Nie widzę siebie w tej roli. Jesteś także autorem czterech powieści. Czy łatwiej napisać teksty na płytę, czy ukończyć kolejną książkę? Obie rzeczy nie przychodzą łatwo, ale kocham je i mierzę się z nimi. Napisanie powieści jest o tyle łatwiejsze, że to po prostu żmudna robota. Wstajesz i postanawiasz, że musisz dotrzeć postacią A do sklepu, potem wyjść z tego sklepu, odkrywając, że skradziono jej samochód. Trzeba wykonać konkretną pracę, żeby dojść do tego punktu. Na piosenkę często wpada się przypadkiem, a następnie próbuje się z nią zostać na dłużej. Właściwie nie rozumiem, skąd one się biorą. Wiem tylko, że piszę sporo żałobnych pieśni, takich krótkich opowieści do szczątkowej muzyki, a potem spędzam tygodnie, żeby przestały być lamentami. Pracując nad powieścią trzeba odstawić gorzałę i wziąć się w garść. Wszystko zależy od ilości czasu i trzeźwego myślenia. Problem powstaje jednak, kiedy po roku – jak nie więcej – ciężkiej pracy zdajesz sobie sprawę, że pierwszy pomysł, od którego rozpocząłeś pisanie, wcale nie jest najlepszym, na jaki wpadłeś… tekst: Roman Szczepanek ultramaryna, listopad 2016 Richmond Fontaine zagrają 4.11 w Jazz Clubie Hipnoza w ramach Ars Cameralis >>> czytaj więcej >>> strona Richmond Fontaine >>> Richmond Fontaine @ Facebook KOMENTARZE: nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi.... SKOMENTUJ: |
![]() |
![]() ![]()
![]() |
||||||||||||||||||||||||
![]() |
![]() |
![]() |
Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie. Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50. |
![]() |
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone |