![]() |
![]() |
||
|
![]() |
zgłoś imprezę |
![]() |
![]() |
![]() |
||||||||||||||||||||||||
GRZEGORZ ŻUREK: Mitoman w słusznej sprawie
![]() Jestem... mocno onieśmielony ciężarem gatunkowym słowa „jestem”. „Jestem, który jestem” – mówi do Mojżesza Pan objawiwszy się w postaci gorejącego krzewu. „Jestem, jaki jestem” – mówi, gorejąc fryzurą, Michał Wiśniewski. „Myślę, więc jestem” – powiada Kartezjusz. „Jestem Bogiem, uświadom to sobie” – melorecytuje Paktofonika. Człowiek się nad takimi rzeczami zastanawiał. Na szczęście w sukurs przyszła współczesna humanistyka i z hipsterską dezynwolturą orzekła, że „jestem” jest passe, że podmiot jest nomadyczny i labilny, „ja to ktoś inny” i w ogóle nie ma się nad czym zastanawiać. No i wreszcie jest spokój. Można uprawiać clubbing. Zacząłem od... opowiadania we wczesnym dzieciństwie kompletnie zmyślonych, lecz w miarę składnych i momentami brzmiących prawdopodobnie historyjek. Prędko pojawił się w związku z tym niejaki konflikt wewnętrzny o podłożu etycznym, ponieważ byłem podówczas brzdącem o dość mocno naprężonej strunie moralnej, co wynikało z nad wyraz silnego zaangażowania w kwestie wiary, kościoła, grzechu, zbawienia itd. Całe szczęście nie jestem już arcypoważnym, zafiksowanym sześciolatkiem. Po latach stwierdzam, że skłonność do konfabulacji, owszem, pozostała. Myślę jednak, że dopóki ma to swoje ujście w prozie, jest bezpiecznie. Napisałem... pracę magisterską na temat poezji Marcina Świetlickiego. Podczas pisania mniej więcej dziesiątej strony zorientowałem się, że jestem absolutnie niezdolny do stworzenia tradycyjnej naukowej dysertacji. Przedmiot dociekań mi umyka, dyskurs dryfuje w niewiadomym kierunku. Na bakier ze źródłami. Więcej mglistych intuicji niż twardych dowodów. To, co powstawało, było ewidentnie kiepską pracą dyplomową, ale całkiem przyzwoitą... prozą. Udało mi się „to” nie tylko skończyć, ale dzięki otwartości i łaskawości profesorów również obronić. Podczas pisania „magisterki” po raz pierwszy zrozumiałem, jak stworzyć i zorganizować pewną spójną strukturę narracji. Dziś mogę stwierdzić, że była to bardzo owocna wprawka i w zasadzie pierwszy, prototypowy rozdział „Wódy i bali”. Wóda i bala... to moja pierwsza książka. Wydana kilka miesięcy temu, a napisana już kilka lat temu. Stopniowo zyskuję do niej coraz większy dystans. W trakcie pisania i tuż po ukończeniu pracy towarzyszyło mi naiwne przeświadczenie debiutanta, że oto raz na zawsze zmieniam oblicze polskiej i światowej prozy i już mogę powoli tworzyć przemówienia, które będę wygłaszał po odbieraniu tych wszystkich nagród. Dziś zaczynam dostrzegać niektóre jej niedostatki, choć nie zmieniłbym w niej ani przecinka. Zdarzyć się mogło, zdarzyć się musiało. Moje ówczesne światoodczucie skrystalizowało się w takiej, a nie innej sekwencji słów, które ułożyły się w taką, a nie inną opowieść. Grześ jest... w pierwszej kolejności wyjątkowo niedojrzały. Nieustannie przebywa w pułapce własnego umysłu. Między butą a samoupodleniem. Między arogancją a ogromnym poczuciem wstydu. Pomimo przeróżnych póz, które przybiera – da się lubić. To raczej typ poczciwca – fajtłapy – błędnego rycerza. Lubi wypić. Wiele wskazuje na to, że jest alkoholikiem. W zasadzie nie ma co do tego wątpliwości. Jedyną osobą, która je zgłasza, jest oczywiście sam zainteresowany. Ale oddawanie się pokrętnej logice, tworzenie wielopiętrowych sylogizmów oraz snucie sążnistych wywodów na temat natury świata to ulubione zajęcia Grzesia. Obok, rzecz jasna, kopania piłki w A klasie... W związku z Górnym Śląskiem... jak to zwykle bywa w relacjach pełnych pasji i namiętności, uczucia mam mieszane i dynamicznie. Moje uwikłanie w Górny Śląsk to historia rozstań i powrotów. Miłości i nienawiści. Podobnie jak bohater „Wódy i bali” niejednokrotnie „borykałem” się z tym, co mnie otacza. Przytłaczał mnie postindustrialny, przyprószony sadzą i pyłem węglowym krajobraz. Ziemia jałowa. Zdewastowana kraina, której wypruto żyły, a następnie porzucono konającą. Gdzie wzorem mężczyzny wciąż pozostaje górnik, a dokumentaliści i „Sprawa dla reportera” przyjeżdżają, żeby kręcić patologię i biedaszyby. Oczywiście to tylko część prawdy, ale to właśnie ta część zadziałała na moją wyobraźnię. Już taki jest ten mój aparat percepcyjny, że w mieście ogrodów nie widzę ogrodów, tylko hasioki i familoki. Oczywiście obiektywnie rzecz ujmując, Śląsk od lat w ekspresowym tempie zmienia się na lepsze. Architektonicznie, kulturowo i mentalnie. Ja to zauważam, doceniam i niezmiernie się z tego cieszę. A piszę jak piszę. Inaczej pewnie nie umiem. W przyszłości... będą superinteligentne komputery, roboty i międzyplanetarne loty załogowe. Jakiś młody reżyser weźmie na warsztat „Wódę i balę” i zrobi z niej komedię 3D, którą wyświetlą w plenerowym kinie dla poduszkowców na Marsie. W ogóle będzie fajnie i wesoło. tekst: Marta Ochman | zdjęcie: arch. G. Żurka ultramaryna, kwiecień 2016 KOMENTARZE: nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi.... SKOMENTUJ: |
![]() |
![]() ![]()
![]() |
||||||||||||||||||||||||
![]() |
![]() |
![]() |
Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie. Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50. |
![]() |
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone |