![]() |
![]() |
||
|
![]() |
zgłoś imprezę |
![]() |
![]() |
![]() |
||||||||||||||||||||||||
LYDIA LUNCH: Jestem tu po to, żeby wrzeszczeć
![]() Radykalne początki zdefiniowały całą karierę Lydii Lunch. Po sukcesach odniesionych z zespołami Teenage Jesus And The Jerks oraz 8 Eyed Spy rzuciła się w wir działalności na najróżniejszych scenach. Doczekała się uznania jako poetka, fotografka i wokalistka w niezliczonych projektach muzycznych. Na kilka tygodni przed występem artystki na festiwalu Ars Cameralis udało nam się ją namówić na rozmowę o sztuce, historii i wzbudzaniu świadomości. Ultramaryna: Czy po tylu latach obecności na scenie wciąż czuje się pani częścią ruchu no wave? Lydia Lunch: Oczywiście! Od zawsze zależało mi na tym, by nie dać się nikomu opisać, wpakować do jakiejś szufladki. Wierzę, że jeśli tylko zdołają cię zdefiniować, to znajdą również sposób, żeby ci zaszkodzić, podważyć to, co głosisz. Ludzie natychmiast przestają widzieć to, co faktycznie śpiewasz, piszesz, fotografujesz. Widzą tylko tę definicję i w oparciu o nią wyrabiają sobie opinie. Próbowano na mnie wielu etykietek. Nazywano feminazistką, histeryczką, pojebaną pacyfistką, krzykaczką, ale nie gram w tę grę, pierdolę, robię swoje dla tych ludzi, którym nie są potrzebne etykietki tylko idee. To oni, odbiorcy szukający własnych, niezdefiniowanych przez nikogo innego odpowiedzi, są tak naprawdę tym, co utrzymuje no wave przy życiu. Choć to przecież historia i ruch sprzed prawie 40 lat. Z polskiej perspektywy, historia pani kariery przypomina w niektórych aspektach klasyczną bajkę o nowojorskim sukcesie. Przybyła pani do Nowego Jorku z prowincjonalnego miasteczka, tam natknęła się pani na grupę podobnie myślących, radykalnych muzyków, razem z nimi wykrzyczała swoją wściekłość i niezgodę na rzeczywistość i nagle, jak w bajce, okazało się, że jest publiczność dla takiego przekazu. Niezbyt liczna, ale wierna i oddana. Czy myśli pani, że taka kariera byłaby możliwa w innym miejscu i czasie niż Nowy Jork pod koniec lat 70.? Tak, wydaje mi się, że wtedy tak. W tamtych czasach w całym zachodnim świecie panował taki klimat polityczny i społeczny, w którym wyczuwało się potrzebę radykalnych zmian. Chcieliśmy pobudzić ludzi do myślenia: żeby zabrali głos przeciwko wojnom, przeciwko temu całemu polityczno-militarno-biznesowemu konglomeratowi i religijnym świrom, żeby się wkurzyli i przestali pozwalać na to, by ich oszukiwano. Mogło nam się udać w każdym większym mieście, gdzie była wystarczająco liczna grupa osób, którym nie pasowało to, co widzieli dookoła siebie. Nie zgadzali się na to, że władza, biznes napuszczają na siebie różne grupy ludzi. Oddaliśmy głos mniejszościom. Tym, których prawa wszyscy mieli w dupie. Kobietom, biedakom, bezrobotnym ludziom żyjącym na dnie kapitalizmu, zmanipulowanym przez różnych gnojków na szczytach władzy. I to zadziałało. Ale to wtedy. Dziś jestem pewna, że nic by nam z tego nie wyszło. Zostalibyśmy błyskawicznie zagłuszeni, zasypani stertą kolorowego śmiecia, utonęlibyśmy w tysiącach sprzecznych przekazów, bo ci sami gnoje, przeciwko którym protestowaliśmy na początku lat 80., nadal są u władzy i doprowadzili do perfekcji metody mieszania ludziom w głowach. Lecz ja się nie poddaję, zawsze będę się darła, protestowała przeciwko tym, którzy próbują nas wykorzystać do własnych interesów. Co napędza ten ciągły gniew? Nie możemy przestać krzyczeć. Jeśli nie będzie nikogo wskazującego paluchem na wypaczenia władzy, ta banda obłąkanych gnojków w końcu wyśle wszystkich na śmierć. Wciąż toczy się wojna za wojną, większość ludzi żyjących na świecie nie może liczyć na to, że ich podstawowe prawa będą przestrzegane, a ja jestem tu po to, by o tym wrzeszczeć, przypominać, że nie ma na to zgody. Nie przestanę, nawet jeśli większość świata uzna mnie za totalnie popierdoloną. Ktoś musi przypominać o tym, że ciągle żyjemy na krawędzi apokalipsy. Nie boi się pani przywozić swoich radykalnych idei, sprzeciwu wobec manipulacji politycznej i religijnej do Polski? Gdzie całkiem niedawno zespół Current 93 został oskarżony o satanizm, a kobiety, o których prawa od lat pani walczy na scenie i poza nią, wciąż zmagają się z różnymi formami dyskryminacji? Polska wcale taka nie jest! Uwielbiam do was przyjeżdżać, ludzie są zawsze tacy otwarci i gościnni. Poznałam tam mnóstwo wspaniałych osób, które sporo mi o waszym kraju opowiadały. Nawet mój ulubiony pisarz, Bruno Schulz, jest Polakiem. Wiem, że to religijny kraj, zmagający się z tymi samymi problemami, z którymi Zachód zmagał się kilkadziesiąt lat temu, że grupki fanatyków próbują narzucać zdanie większości, ale wierzę, że Polacy sobie z tym poradzą. Widzę to w ludziach, którzy przychodzą na moje występy. W ich gotowości do słuchania o tym co złe, co warto zmienić. A mogłaby pani opowiedzieć nieco więcej o projekcie Medusa’s Bed, z którym wystąpi pani podczas festiwalu Ars Cameralis? Medusa’s Bed to wynik tego, że razem z Mią Zabelką i Zahrą Mani, dwiema świetnymi dziewczynami, doszłyśmy do wniosku, że cała scena muzyki improwizowanej, zwłaszcza tej motywowanej ideologicznie, jest stanowczo zbyt poważna. Chciałam wnieść do tego trochę tej rockowej energii, zabawy, jaką mam ze swoimi innymi składami, na przykład z Big Sexy Noise, żeby to, co robimy na scenie, zaskakiwało i publiczność, i nas. Chcemy szokować, zaskakiwać, wybijać publiczność z oczekiwań, czasem tekstem, czasem dźwiękiem, nagłymi zmianami ról, a przy okazji opowiedzieć im o ważnych aspektach kobiecości: pożądaniu, lękach, wstydzie, potrzebach. Przekazać treści, których nigdzie indziej nie usłyszą w takiej formie. Co jest dla pani najważniejsze w twórczości? Działa pani w wielu różnych dziedzinach sztuki – od pisania poezji i powieści, przez wieloletnią karierę nagraniową, po autorskie wystawy fotografii, skupionej na opisywaniu życia ludzi żyjących na marginesach wielkich miast. Co jest dla pani punktem wyjścia: słowo, muzyka, obraz? Zawsze słowo. Wszystko zaczyna się od tego, że próbuję nazwać to, co mnie wkurza i męczy. Nigdy nie wiem, w którą stronę to później pójdzie. Czy będzie to temat na zdjęcia, czy wiersz, czy piosenkę albo coś większego. Ale początek zawsze jest w słowach, w próbie opisania emocji. Muzyka jest dodatkiem, ma zabrzmieć i zadziałać jak seria z karabinu maszynowego. Podkreślić to, co jest w słowach, wybudzić ludzi z letargu. Jeśli uda mi się kogoś zaszokować słowami, zmusić do działania, przemyślenia jakichś rzeczy, wtedy wiem, że moja sztuka działa. A nie wydaje się pani, że siła szoku została poważnie osłabiona? Że wśród milionów youtuberów, gwiazd reality show i celebrytów wszystkie metody szoku zostały zużyte, ich moc się wyczerpała i nie sposób już do nikogo dotrzeć w ten sposób? Że ludzie zobojętnieli? Nie. Tylko za szokiem powinien iść przekaz, jakaś treść. Musi on wywoływać potrzebę zmiany, a nie tylko lęki czy niezdrowe podniecenie. Różnica między mną a celebrytami jest taka, że oni nie mają nic do powiedzenia, a ja mam misję, żeby wrzeszczeć i przypominać na jakim żyjemy świecie. Po prawie czterech dekadach na scenie wciąż wierzy pani, że sztuka może zmienić świat? Bzdura. Nigdy nie wierzyłam w takie gówno. Od zawsze wiedziałam, że jestem w stanie przekonać tylko pojedynczych ludzi, jednostki, a nie całe grupy. Zasiać w nich niepokój, potrzebę działania. To dla nich wychodzę na scenę, to oni do mnie ciągle piszą. Ci ludzie nigdy nie stworzą masowego ruchu, nigdy nie da się ich zdefiniować, przypisać do jednej szufladki, ale to ich pragnienie zmian, równości, akceptacji dla odmienności napędza wszystkie przemiany. tekst: Marceli Szpak | zdjęcie: Jasmine Hirst ultramaryna, listopad 2015 Lydię Lunch będzie można zobaczyć w trzech wydarzeniach w ramach Festiwalu Ars Cameralis: 21.11 sobota Teatr Śląski godz. 19.00 > performance „Dust And Shadows” 22.11 niedziela Dom Oświatowy Biblioteki Śląskiej godz. 19.00 > koncert Medusa’s Bed 23.11 poniedziałek Dom Oświatowy Biblioteki Śląskiej godz. 17.00 > warsztaty „From The Page To The Stage” >>> zobacz program 24. Festiwalu Ars Cameralis >>> strona Ars Cameralis >>> strona Lydii Lunch KOMENTARZE: nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi.... SKOMENTUJ: |
![]() |
![]() ![]()
![]() |
||||||||||||||||||||||||
![]() |
![]() |
![]() |
Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie. Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50. |
![]() |
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone |