Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
poniedziałek 20.05.24

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
ZBIGNIEW BIAŁAS: Redaktor Monsiorski na tropie

Zbigniew Białas dokonał rzeczy niemożliwej – udowodnił, że Sosnowiec jest miastem literackim i to nie podlizując się jego mieszkańcom. Tak jak chłopaki z „Projektu Warszawiak” przekonał swoich sąsiadów, że nie ma co udawać, iżby ich miasto było jakoś szczególnie urocze. Warto za to dostrzec, że w swej brzydocie bywa szalenie interesujące.

Zainspirowany wzorem kafelka sygnowanego przez A. Korzeńca z Sosnowic stworzył cykl „Kronik Sosnowieckich”. Główny bohater pierwszego i drugiego tomu, redaktor Monsiorski, tropiąc mordercę posadzkarza Alojzego Korzeńca, krąży nie tylko po sosnowieckich zaułkach, ale też po ogromnej sieci literackich nawiązań, zaczerpniętych chyba z całej biblioteki autora na co dzień kierującego Zakładem Literatur Podróżniczych i Studiów Postkolonialnych UŚ.

„Kroniki…” są już miejskim fenomenem – wręcz urządza się wycieczki śladami ich bohaterów, a adaptacja pierwszego ich tomu w reżyserii Remigiusza Brzyka stała się ogólnopolskim sukcesem Teatru Zagłębia. Akcja pierwszego tomu kończy się w przededniu I wojny światowej, akcja drugiego rozpoczyna, gdy „Wielka Wojna” się kończy. Co zdarzy się w tomie trzecim? Uwaga – wywiad zawiera z trudem zdobyte spoilery!

Ultramaryna: Ile będzie tomów „Kronik Sosnowieckich”?

Zbigniew Białas:
Nie wiem. To się wymknęło spod kontroli. Najpierw po prostu pisałem „Korzeńca”, bo miałem ten swój kafelek, o którym chciało mi się pisać, ale zarzuciłem wtedy zbyt epickie sieci i zrozumiałem, że na jednym tomie nie może się skończyć. Potem zacząłem wygadywać (jak to się zwykle wygaduje, gdy się jest nieopierzonym przyszłym pisarzem), czego to ja nie napiszę. Z początku myślałem o tetralogii, bo akcja pierwszego tomu toczy się w 1913 roku, drugiego – w 1919, trzeci działby się w latach 30., bo to był mroczny okres nie tylko w Niemczech, a ja chciałem napisać coś mroczniejszego, a ostatni – podczas drugiej wojny światowej, bo po pierwsze zainspirował mnie fakt, że w budynku anglistyki, gdzie pracowałem, była siedziba gestapo, a po drugie na Pogoni zmarł wtedy Zegadłowicz. I pomyślałem, że tak jak zwornikiem drugiej części była Pola Negri, tak spoiwem czwartej mógłby być Zegadłowicz. Potem był pomysł na pięcioksiąg, jak u Jamesa Fenimore’a Coopera. Tylko że wtedy mógłbym nigdy nie skończyć, bo przecież Proust napisał siedem (czy osiem?) tomów, itd…

A planował pan włączyć do trzeciego tomu historię ojca Arta Spiegelmana? Nie, ale to bardzo dobry pomysł. Tylko problem z żydowskim tematem jest taki, że ja się go trochę boję, bo na tym się jednak trzeba dobrze znać.

Nie podejrzewałabym pana o tego rodzaju lęki. Po pierwsze dlatego, że w „Pudrze i pyle” nakreślił pan pejzaż zwalczających się żydowskich prądów intelektualnych bardzo kompetentnie, więc ewidentnie się pan na tym temacie zna. A po drugie – „Kroniki…” cenię właśnie za odwagę i wiarę w inteligencję czytelnika, dzięki którym pozwala pan sobie na naśladowanie stylu epoki również w jej antysemickim humorze. Boję się czegoś innego. Aby pisać o ulicy Modrzejowskiej, musiałbym mieć lepszy wgląd na przykład w to, jak się w tej społeczności obchodziło święta, czyli w rzeczy, które się zna tylko jeśli się człowiek z nimi urodził i przez nie przeszedł. Kiedy piszę o tym, dlaczego jeden z moich bohaterów nie lubi świąt Bożego Narodzenia, to ja wiem, dlaczego tak jest, bo sam przez to przechodzę od 50 lat. Natomiast jeśli chodzi o zwyczaje żydowskie, to brak mi tego, co Anglicy nazywają „expertise”. Ale nie mówię „nie”, bo w tomie o latach 30. motyw żydowski musi się zaznaczyć silniej, niż w poprzednich. Nie jest tak, że sentymenty antysemickie ujawniały się tylko w Niemczech. Bardzo mi przykro, ale w Sosnowcu też się ujawniały. A ponieważ nie zabiegam o to, żeby miasto Sosnowiec dalej mnie kochało, tak jak mnie kocha, choć nie bardzo wiem za co, więc napiszę, jak było, i tyle.



Byłam ciekawa, na ile pańska działalność naukowa wpłynęła na fabułę i formę pańskich powieści. Ledwie zdążyłam się w myślach zganić za taki pomysł, bo przecież, gdzie badania nad anglojęzycznym pisarstwem podróżniczym, a gdzie Sosnowiec u progu I wojny światowej, natrafiłam w „Korzeńcu” na apetyczny cytat: „Zgodnie z zaleceniami autorytetów, w przypadku najmniejszej nawet niedyspozycji należy odpoczywać w pozycji horyzontalnej. […] Więcej pan wypocznie leżąc przez pół godziny, niż odpoczywając w jakiejkolwiek innej pozycji przez dłuższy okres czasu”. No tak, oczywiście że jest to cytat z listu Benjamina Rusha do Meriwethera Lewisa. Jest pani jedyną czytelniczką, która zauważyła, że przemycam swoje badania naukowe do fikcji. Aż się zaczerwieniłem.

W szkicu o wyprawie Lewisa i Clarka pisze pan o niej jako o przedłużającej się i bolesnej, nieudanej próbie samobójczej. W „Korzeńcu” surowo pan karze każdą z postaci, która ośmieli się dokądkolwiek przemieścić, skazując ją zwykle na ostateczny bezruch. Jak to możliwe, że badacz podróży do tego stopnia ich nienawidzi? Na to pytanie mogę odpowiedzieć słowami Levi-Straussa. Pierwsze zdanie „Smutku tropików” brzmi: „Nienawidzę podróży i podróżników”, co u słynnego antropologa brzmi jak totalny paradoks. Ja sam dużo za dużo podróżuję, ale nie czuję, żebym podróży nienawidził. Na pewno jednak mnie one trudzą. Najbardziej lubię moment, gdy wracam, siadam wygodnie w fotelu i mogę wszystko spisać, ponieważ dla mnie podróż jest strategią przetrwania, dokończoną dopiero wtedy, gdy zostanie utrwalona na piśmie. Tak jak Virginia Woolf uważam, że „nic się nie wydarzyło, jeśli nie zostało zapisane”. Mam do podróży stosunek bardzo ambiwalentny, bo ich akumulowanie jest nieuświadomionym pędem ku ostatecznemu odpoczynkowi. Umiłowanie podróży jest pędem ku śmierci, odcięcie się od nich jest deklaracją świadomości, do czego one zdążają.

Czy praca przy adaptacji scenicznej „Korzeńca” wpłynęła na kształt wątku teatralnego „Pudru i pyłu”? [z rozbrajającym uśmiechem] Oczywiście, że tak. Nie będę udawał, że postać Winicjusza Krzyka nie jest zainspirowana osobowością Remigiusza Brzyka. To wynika z tego, że po raz pierwszy miałem okazję podglądać reżysera i aktorów przy pracy. Zafascynowały mnie ich dialogi oraz sposób, w jaki widzą pewne sprawy. To było dla mnie tak ważne wydarzenie, że nie byłbym w stanie o nim nie napisać. Po obejrzeniu próby generalnej nie mogłem zasnąć. No i jest jeszcze jedna ważna rzecz. Kiedy pisałem znajdujący się w „Pudrze i pyle” rozdział z rozmową łobuzów Zdzisiem i Zbyszkiem, to miałem przed oczami Tomka Muszyńskiego i Olka Blitka. Oni stworzyli w „Korzeńcu” tak wyraziste postaci, że nie umiem się od nich uwolnić, więc dialog Szwarcownika 1 i Szwarcownika 2 w drugim tomie był już pisany wyłącznie „pod nich”. Nawet nie mogłem dalej pisać o zaroście tych typów (choć w pierwszym tomie jest o tym informacja), bo ani Olek, ani Tomek nie mają brody.

Nawiasem mówiąc, jest w tym ironia losu, że „Korzeniec” został wystawiony przez Teatr Zagłębia, choć wątek teatralny w tej powieści przewija się… przez Teatr Miejski w Gliwicach. W dodatku w ruinach tego teatru można było całkiem niedawno obejrzeć „Carmen” jak red. Monsiorski. Ależ ja o tym wydarzeniu wyczytałem właśnie z programu „Carmen” w Gliwicach!

Naprawdę? I jak spodobała się panu adaptacja Szkotaka? Bardzo. Widziałem ją trzy razy. Znakomita. Zwłaszcza zaimponował mi dyrygent, który prowadził orkiestrę bez partytury i robił to świetnie.

To chwilę podrążmy temat operowy. Czy w trzecim tomie znów usłyszymy Kiepurę? Tak, ale nie w Sosnowcu, tylko w Katowicach. On w tym czasie brał ślub z Martą Eggerth. Chciałbym rozwinąć ten wątek i wyjaśnić, czemu zrobił to właśnie tam, choć nazywano go „chłopakiem z Sosnowca”. Jednak nie będzie postacią pierwszoplanową. Wprawdzie w drugim tomie pełnił ważniejszą rolę niż w pierwszym, ale w trzecim znów znajdzie się w tle. Oczywiście, że musi się pojawić motyw muzyczny. Nie mógłbym go sobie odmówić. Nie umiem napisać opery, więc przynajmniej mogę pisać o niej. Zresztą marzę, żeby powstała opera na motywach „Korzeńca”.

Czy to, że w pierwszym tomie dominuje prasa i literatura, a w drugim – teatr oznacza, że w trzecim przyjdzie kolej na kino? Tak. Miałem nic nie mówić, ale niech będzie. To będzie kino i radio, czyli media widoczne na ulicy w latach 30. O ile język „Korzeńca” i „Pudru i pyłu” kojarzy się z Młodą Polską, o tyle w latach 30. to już będzie język radiowy, bardziej szczekany, kinowy…

Monsiorski zmienia branżę? Nie, Monsiorski jest już wtedy emerytem.

W drugim tomie dowiadujemy się, kto jest mordercą Korzeńca, ale nie poznajemy jego motywu. I ani przez chwilę nie wierzymy, że na wieży sosnowieckiego kościoła widzieliśmy go po raz ostatni… Nie chciałbym zbyt wiele czytelnikom podpowiadać, ale nie bez powodu symbolem pierwszego tomu jest świnia, a drugiego drabina...

Zaintrygowało mnie, że śmielej poczyna pan sobie z humorem wokół uprzedzeń narodowościowych niż z tym związanym z płcią. Tak? Mówiono mi też, że moim męskim bohaterom brak jakichkolwiek właściwości.

Z tym się nie zgodzę, ale oni, w przeciwieństwie do pańskich bohaterek, nie zmieniają tych właściwości przez bite dwa tomy. To pewnie wynika z mojej biografii. Od studiów mam do czynienia niemal wyłącznie z kobietami, bo 90% anglistyki i polonistyki to kobiety. Od 30 lat oglądam kobiety przychodzące na tę uczelnię po liceum, kończące studia, robiące doktoraty, więc od 30 lat obserwuję rozwijające się kobiety i bardzo niewielu rozwijających się mężczyzn. Mężczyzn znam głównie jako kolegów z pracy i oni faktycznie ciągle są tacy, jacy zawsze byli.

Ostatnie dwie prośby o spoilery. Pierwsza: Jeśli literackim toposem drugiego tomu jest Joyce, a patronami „Korzeńca” – nieprzebrane rzesze kryjących się pod wymyślnymi pseudonimami autorów kryminalnych i historycznych powieści w odcinkach, to kto będzie patronował trzeciej części? Hans Fallada i Alfred Döblin, ze szczególnym akcentem na „Co teraz, mały człowieku” oraz poziom zagrożenia wyczuwalny w „Każdy umiera w samotności”. A z „Berlin Alexanderplatz” chciałbym zaczerpnąć atmosferę miejsca, jego architekturę, pewien hałas.

A zdradzi pan tytuł kolejnego tomu? O nie! To dopiero za dwa lata!

tekst: Pola Sobaś-Mikołajczyk | zdjęcia: Radosław Kaźmierczak
ultramaryna, styczeń 2014










KOMENTARZE:

nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi....


SKOMENTUJ:
imię/nick:
e-mail (opcjonalnie):
wypowiedz się:
wpisz poniżej dzień tygodnia zaczynający się na literę s:
teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone