 |

> szczęśliwa trzynastka
> ultra_kolekcje
> jedna na sto!
> ustrzel kolory miasta!
|
 |
 |
|
 |

|
 |
 |

 | Prefuse 73Surrounded By Silence |
Hip-hopowa inwazja alternatywnych dźwięków spod znaku Herbalisera w wykonaniu Prefuse 73 to niesamowita ilość gości (m.in. Ghostface, Beans, The Books) połączona z fajnymi melodiami. Niespójna płyta, której słucha się jak ożywczego składaka.
Na swej najnowszej płycie Scott Herren ukrywający się pod pseudonimem Prefuse 73 popełnia przede wszystkim błąd nadmiaru. Jego muzyczne fascynacje idą zbyt licznymi ścieżkami, co owocuje ogromną niespójnością płyty. Nie oznacza to jednak, że młody amerykanin stracił zdolność precyzyjnego układania bitów w takt hop-hopowych (i nie tylko) rytmów.
Surrounded By Silence brzmi jak soniczny kolaż złożony z wielu fragmentów, które osobno bronią się pomysłowością, złożone w całość nie przystają do siebie tworząc zachwiany obraz preferencji muzycznych głównodowodzącego. Herren nie ogranicza się na tej płycie tylko do hip-hopowych gości (raperzy Ghostface Killa, GZA, Masta Killa, Aesop Rock, Beans) pojawiają się tutaj muzycy znani ze sceny alternatywnej (Kazu z Blonde Redhead, The Books). Przekłada się to na bogate w swej soczystej wymowie piosenki, których brzmienie skonstruowane jest metodą cut’n’paste, częściej z materiału nagranego specjalnie na ten album niż z sampli.
Technika Herrena polega przede wszystkim na poddawaniu zabiegom technicznym głosów wokalistów, które w takt nieszablonowp ciętych podkładów muzycznych unoszą słuchacza w rejony nowej elektroniki, w której IDM-owskie rejony zapętlują się często z graniem na „żywych” instrumentach. Niekiedy przynosi to efekt zbyt przypominający dokonania Herbalisera z charakterystycznych dla tej grupy frazowaniem („Hideyface”), ale częściej daje efekt rzadko spotykanych w hip-hopowej stylistyce utworów psychodelicznie wymruczanych niż wyskandowanych („Ty Vs. Detchibe”, “Mantra Two”).
Jednak to co najbardziej interesujące na tej płycie to kolaboracje z twórcami z innych rejonów muzycznych niż hip-hop. Współpraca z The Books daje efekt pijanego country songu, który brzmi jakby został nagrany przez kosmitów w trakcie ich pierwszego spożycia tequili. („Pagina Dos”). Kazu z Blonde Redhead wyczarowuje w „We go our owny way” magiczną kołysankę utkaną z pajęczyny niedomówienia i rytmów wpadających w bossa-novę. Tryptyk moich ulubionych fragmentów na tej płycie zamyka świetny finał „And I’m Gone” ( skonstruowany przez Prefuse’a z Piano Overlord, Broadcast i Cafe Tacuba). Słuchacz zostaje poddany terapii melodyjnego wielogłosowego hymnu. Brzmi on prawie jak nowa kameralistyka skierowana w stronę metafizyki. Szkoda, że na tej płycie nie ma więcej takich fragmentów. (Adrian Chorębała)
Warp/Sonic Records 2005
nasza ocena: 7/10
KOMENTARZE:Brak komentarzy...
SKOMENTUJ
|
 |
 |
|
 |

|
 |


|