 |

> szczęśliwa trzynastka
> ultra_kolekcje
> jedna na sto!
> ustrzel kolory miasta!
|
 |
 |
|
 |

|
 |
 |

 | Biffy Clyro Infinity Land |
Biffy Clyro na nowej płycie flirtują z elektroniką, ale nie przesłania to ich osobnego stylu, gdzie ciężkie brzmienie (post-punk z elementami emo) kontrapunktowane jest melodyjnością. Szkoccy zbawcy rocka po raz kolejny pokazują jak obfite granie przynosi szczere granie.
Biify Clyro rok w rok wydają płytę od 3 lat. Ich sposób na muzykę to melanż. Postmodernistyczna fuzja wielu gatunków, które mogą czasami się wydawać, nie do połączenia. Brit-pop skonfrontowany z grungem, metalowe brzmienia z punkową żywiołowością, do tego dodają jeszcze emo-corowy sposób ekspresji. I co? Coś co powinno absolutnie nie zaiskrzeć razem , okazuje się mieszanką, której słucha się z zainteresowaniem.
Najbardziej przekonują mnie utwory, w których wściekłość i wrzask mają w sobie wiele z ducha NoMeansNo czy Fugazi („Strung to your ribcage”, „Some kind of wizard”, „Wave Upon Wave Upon Wave”), ekspresja przenosi się wtedy na gęste post-punkowe, indie-rockowe brzmienia. Dobrze też słucha się ich balladowych numerów, w których przeważa rzewna melodyka z paroma ciekawymi podziałami narracyjnymi („Only One Word Comes to Mind”). Próbują też Eksperymentować z formą (ascetyczne „The Atrocity”, wielogłosowe „There’s No Such Man As Crasp”). Gorzej jest kiedy popadają w manierę hard-rockowo-metalową („There’s No Such Thing as A Jag”, „The Kids from Kibble and The F”) kiedy lekkość ich grania zostaje przytłumiona poprzez potężny gitarowy zgiełk. Dobra płyta rockowa, anty-numetalowa, anty-kiczrockowa. (Adrian Chorębała)
Sonic Records 2004
nasza ocena: 8/10
KOMENTARZE:Brak komentarzy...
SKOMENTUJ
|
 |
 |
|
 |

|
 |


|