![]() |
![]() |
||
|
![]() |
zgłoś imprezę |
![]() |
![]() |
![]() |
|||||||||||||||||||||||||
WALEK NENDZA: Siedem paszportów
![]() Ultramaryna: Pamiętam, jak siedem lat temu razem rozmawialiśmy z Arturem Hajzerem >>> zobacz ultra_temat, styczeń 2011. Dopiero zainicjował program Polski Himalaizm Zimowy i z właściwym sobie poczuciem humoru, ale też z lekkim żalem mówił, że himalaizmem (zwłaszcza tym zimowym), nie interesuje się pies z kulawą nogą… Walek Nendza: Teraz wiele osób w Polsce żywo interesuje się tematem. Artura nie ma już z nami od przeszło czterech lat, ale program odniósł sukces. Kiedy zaczynał, wielu mówiło mu, że nie da się tego zrobić i żeby dał sobie spokój. A Artur napisał rzeczowy program sportowy i dostał pieniądze z ministerstwa. Normalnie i legalnie. Podszedł bardzo profesjonalnie do tematu wyszkolenia nowej generacji wspinaczy. Bardzo nie lubię sformułowania „nie da się”. Mam wrażenie, że zainteresowanie górami koresponduje z paradygmatem romantycznym. Tragedie wzbudziły emocje w narodzie… Na pewno. Lawina publikacji, które ukazały się po wypadkach na Broad Peaku, przebiła objętościowo całą tatrzańską literaturę przedwojenną. Różni ludzie pisali – kompetentni i niekompetentni, przyjaciele i tacy, którzy nie lubią środowiska górskiego… Ale Lodowi Wojownicy robią swoje. Łomoczą. 10 z 14 ośmiotysięczników zostało zdobyte zimą przez Polaków, a wychowankowie Artura – Bielecki, Małek, Tomala – właśnie w tej chwili walczą o ostatni szczyt z nich – K2. Mają szansę? Oczywiście. Gorąco wierzę w ich sukces, choć wyzwanie jest wielkie. Chłopaki są mocni i mają sportowe zacięcie, a kierownik wyprawy – Krzysztof Wielicki – to doświadczony w boju praktyk. Jest też Denis Urubko – prawdziwa maszyna górska, niesamowicie szybki i odporny. Prawdopodobnie najmocniejszy obecnie wspinacz świata. Ja mocno kibicuję wyprawie i mam nadzieję, że cała ekipa będzie miała szansę zaistnieć. A kiedy już człowiek zdobędzie wszystkie ośmiotysięczniki zimą? Na pewno alpinizm stanie przed nowymi wyzwaniami. Jest tyle pięknych ścian i formacji, nowych dróg wystarczy jeszcze na kilka dobrych pokoleń. Temat się nie wyczerpie, a ludzie na pewno wymyślą coś nowego. Trochę przeraża mnie komercyjna strona zdobywania gór, która być może doprowadzi do tego, że ludzie będą lądować na szczytach helikopterami. ![]() Takie czasy. Jak ja jeździłem w Himalaje, to list szedł półtora do dwóch miesięcy. Na dalszą odległość można było skorzystać z teleksu. Wyglądało to tak, że jedna maszyna do pisania znajdowała się w Delhi lub Bombaju, a druga, taka sama, w Warszawie. Taki bardziej rozwinięty telegraf. Dzisiaj uczestnicy wyprawy mogą przez internet na bieżąco informować o rozwoju akcji i otrzymywać informacje zwrotne z kraju. Za moich czasów namioty szturmowe były na specjalną okazję, a w bazie mieszkało się w namiotach typu willa – takich samych, jakie się brało na Mazury. Trzeba je było tylko odpowiednio zaizolować od spodu i zabezpieczyć przed wiatrem… Z jednej strony alpiniści jako grupa za czasów Gierka wpisani byli w propagandę sukcesu i po powrocie z wyprawy witano nas jak bohaterów. Z drugiej strony organizacja ekspedycji w tych czasach wymagała ogromnej pracy i karkołomnej logistyki. Za komuny miałem siedem paszportów – każdy pozyskiwany sposobem z innego źródła. W trakcie organizacji wyprawy na Makalu w 1982 roku mieliśmy zamówioną bieliznę z wełnianej dzianiny, którą wykonywała dla nas fabryka Sandra w Aleksandrowie Łódzkim. W tym samym czasie zabiegaliśmy o możliwość korzystania z teleksu. Tadek Kozubek załatwił nam dostęp w Instytucie Metali Nieżelaznych, pewnego dnia odebrali krótką wiadomość, która na karteczce obeszła wszystkie wydziały, aż trafiła na biurko szefa Kozubka. Treść teleksu: „Pan Kozubek Proszę odebrać kalesony. Sandra Łódź” Można powiedzieć, że jesteś Ślązakiem-obieżyświatem. Od małego cały czas się gdzieś smykałem. Najpierw były Alpy Wełnowieckie – hałdy i tereny po biedaszybach pomiędzy katowickim Wełnowcem a Bogucicami, góra Dorotka w Będzinie, Beskidy, Sudety, Karpaty i dalej jakoś poszło (śmiech). Ślązacy w ogóle sobie dobrze radzą w górach – jak zdobywaliśmy najwyższy szczyt Iranu, Demavand (5671 m n.p.m.), który jest nie do końca wygasłym wulkanem, z 14-tki uczestników na szczyt dotarli sami Ślązacy. Po drodze strasznie waliło siarkowodorem, a nam ten smród nie zaszkodził. Ja nawet na szczycie zjadłem puszkę mielonki, bo zgłodniałem. W ilu byłeś krajach? W 60 – tak pi razy drzwi. I to nie tak, że wsiadasz w samolot i lądujesz na miejscu. Jak przejedziesz starem całą Azję kilka razy, to naprawdę doświadczysz wszystkiego. Na pustyni w nocy jest zimno jak cholera, a w dzień taki upał, że można zwątpić. Przygoda, przygoda! Raz w drodze z Iranu do Iraku wymęczeni upałem na pace chłopaki chcieli się odświeżyć. W biegu się rozbierali i hyc do rzeki. Po chwili na brzegu zebrała się podekscytowana grupka Arabów… Przyglądałem się im – w końcu jeden z nich dyskretnie pokazał mi rękami gest krokodylej paszczy. Powrót na brzeg odbywał się w podskokach. Albo jak w ‘72 działaliśmy w jaskiniach Rumunii i podzieliliśmy się na małe zespoły, aby na własną rękę dostać się do miasteczka Sibiu. My z Michałem Kuligiem złapaliśmy wołgę na stopa. Dosyć szybko dotarliśmy do celu, więc postanowiliśmy wyjechać na obrzeża miasta trolejbusem i biwakować na terenach zielonych. W nocy cały czas miałem wrażenie, że coś tupie w zaroślach. O świcie poszedłem na zwiady i okazało się, że kiblujemy w zoo (śmiech). Jednocześnie korzenie masz mocno zapuszczone tu, na Górnym Śląsku. Jestem związany z tą ziemią. Z dziada pradziada. Najstarszy dokument, jaki posiadam, jest z 1817 roku. Twoja praprapraprababka była poddaną księcia von Plessa i żyła na ziemiach pszczyńskich. Urodziłem się w 1944 roku w starej chacie na Wełnowcu, który wtedy nazywał się Hohenlohehütte i był osadą przemysłową. Na Wełnowcu jest mój zakład pracy (dawny ZWUS), w którym się wyuczyłem zawodu i pracowałem przez 43 lata. Niedawno obchodził 90-lecie. Tutaj też mieszkam, zatem można powiedzieć, że jestem w tym samym miejscu. Jednocześnie mieszkając tu, od zawsze eksplorowałem. Obok naszej chaty rósł kasztan, dalej rośnie. Wspinałem się na jego wierzchołek i prowadziłem obserwacje. Widziałem np. górę Dorotkę, ponieważ nie było jeszcze osiedla Tuwima, które teraz ją zasłania. Z dachu chaty zimą zjeżdżałem z pierwszymi lawinami. Wędrowaliśmy dużo z kolegami. Szczególnie lubiliśmy teren dzisiejszego Parku Śląskiego, tam, gdzie dziś znajduje się kotlina dinozaurów. Były fajne skałki odkryte podczas wydobycia gliny do cegielni. Kąpaliśmy się w stawach, choć funkcjonował przesąd, że przed św. Janem (24 czerwca) nie wchodzi się do otwartych wód. Dlaczego? Bo utopce działają. A dopiero po św. Janie woda jest ochrzczona. My łamaliśmy to tabu. Kąpaliśmy się nawet w przeręblach. Dzieci tak działały, w dzisiejszych czasach to raczej niewyobrażalne. ![]() Jurek Kukuczka podobnie… Też miał bandę podwórkową i grasowali po okolicy, ale mieli trochę inny rewir (Bogucice, Dąbrówka, Zawodzie aż po Szopienice), który pokrywał się z naszym na terenie Alp Wełnowieckich. To tu właśnie po raz pierwszy spotkałem Jurka. Miał 12 lat i był przebrany za Indianina, w towarzystwie dwóch kowbojów. Ja – o 4 lata starszy – miałem zbiórkę drużyny harcerskiej. Dwa lata później do mojego zakładu pracy przyszli uczniowie, wśród nich Jurek. Rzuciłem powitalne „Howgh!”, a on też mnie rozpoznał i odpowiedział: „Howgh!”. Dzisiaj jest legendą. Czy ten fenomen sportowy jest do powtórzenia? Możliwe, że urodzi się ktoś taki. Na pewno Jurek Kukuczka był wyjątkowym zawodnikiem. Miał naturalne predyspozycje i był mentalnie przygotowany do chodzenia w góry już jako młody chłopak. W sensie psychy, wytrzymałości i woli walki. Jako 10-letni łebek zimą budował w Istebnej igloo i w nim biwakował. Bardzo lubił rywalizację. Nie wymiękał nigdy. 24 marca obchodziłby 70. urodziny. Z tej okazji w planie jest wiele uroczystości, imprez i prelekcji. Jurek nie mógł odpuścić? Wiadomo, że sport to walka, w końcu wywodzi się z rycerstwa. Mamy dwa rodzaje walki: skierowaną i nieskierowaną. Ten drugi rodzaj wynika z wewnętrznego imperatywu, który pcha cię w górę. Sam sobie musisz udowodnić, że jesteś najlepszy. I to wcale nie są niskie pobudki. To czysta walka sportowa. Myślę, że to właśnie kieruje Denisem Urubko. Z drugiej strony można nawiązać do tezy Zaruskiego, że taternikiem może być ten, który odczuwa przyjemność z samego faktu przebywania w górach. W pewnym sensie bliski tej idei był Reinhold Messner. Utrzymywał, że zdobywając Koronę Himalajów nie ścigał się z Kukuczką, bo wspinaczka jest dla niego formą twórczości. Ale jednak nie dał się prześcignąć (śmiech). Klub Wysokogórski w Katowicach wychował wielu świetnych wspinaczy. Na pewno jest jednym z bardziej prężnych klubów w Polsce. Ma mocną ekipę wspinaczkową. Jest chyba jedynym klubem na świecie, który ma w swoim składzie dwóch zdobywców Korony Himalajów – Kukuczkę i Wielickiego. Z KW Katowice wywodzą się takie gwiazdy jak Rysiek Pawłowski czy Adam Bielecki (obecnie w szeregach klubu krakowskiego). Nasze kursy taternictwa trzymają wysoki poziom. Poza tym klub oferuje m.in. treningi z taśmami TRX, tai chi oraz jogę. Przede wszystkim jednak można tu rozwijać swoją pasję w doskonałym towarzystwie. Wielu przyjaciół zostało w górach… Po śmierci Jurka, tragedii na stokach Khumbutse w ‘89, gdzie w lawinie zginęła czołówka polskiego himalaizmu i kiedy Wanda została na Kanczendzondze – Himalaje zniknęły na około 15 lat. Jeździłem wtedy na walne zjazdy Polskiego Związku Alpinizmu i było kilka takich, na których nie padło ani jedno zdanie o himalaizmie, a sprawom tatrzańskim poświęcano tyle co nic. Skupiano się za to na speleologii, boulderingu, a nawet na paralotniarstwie. Tak naprawdę dopiero Artur zrobił wielki come back. Słoniu to był gość. Szkoda go bardzo. Każdy człowiek, z którym się zetkniesz, jest w tobie. Dzięki Tatuś. tekst: Marta Nendza | zdjęcia: arch. Walka Nendzy i Marta Nendza ultramaryna, marzec 2018 Wiersz, który Walek napisał w 1979 roku pod Lhotse: „Modlitwa wspinacza” Wspinaczka modlitwa ludzi wybranych intymnych marzeń warowny gród modlitwa słów niewypowiedzianych błogosław Panie nasz górski trud. W kurniawie, w deszczu, w huku lawiny wszędzie widzimy Twoją moc licząc bezsenne biwaku godziny pozwól nam przeżyć i tę noc. Skalistych świątyń zawieszony cień za chwilę słońca uderzy nas blask pozwól nam przeżyć szczęśliwie dzień niech dosięgniemy ze szczytu gwiazd! KOMENTARZE: nie ma jeszcze żadnych wypowiedzi.... SKOMENTUJ: |
![]() |
![]() ![]()
![]() |
|||||||||||||||||||||||||
![]() |
![]() |
![]() |
Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie. Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50. |
![]() |
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone |