Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
środa 2.07.25

START
LOKALE
FORUM
BLOGI
zgłoś imprezę   
  ultramaryna.pl  web 
Off Festival 2017: relacja Piotra Czarnoty

Off Festival po raz kolejny odbywał się bez głównego sponsora, więc Artur Rojek i spółka musieli obrać nową strategię. „Festiwal bez headlinerów” w tym roku takim nie był, bo na głównej scenie pojawili się choćby PJ Harvey z 9-osobowym zespołem czy rozbujany Talib Kweli, ale pod wieloma względami panowała muzyczna skromność, i – przynajmniej na pierwszy rzut oka – monotonia, bo w harmonogramie aż roiło się od punków, post-rocków, post-punków i metali.

Ze względu na to fanom nowych brzmień (a zwłaszcza brzmień elektronicznych) długimi okresami pozostawało korzystanie z atrakcji „pobocznych” – kawiarni literackiej (świetne spotkania z Maciejek Sieńczykiem, Ziemkiem Szczerkiem czy słuchowiska Twardocha i Witkowskiego), festiwalowe kino, zabawa na alternatywnej gastro-scenie z DJami czy korzystanie z kulinarnych uroków tej ostatniej (czasy kiełbasy i zapiekanki dawno odeszły w zapomnienie – tym razem w menu można było znaleźć sarny, raki i całą plejadę wegetariańskich dań, która mogła wprawić w zachwyt nawet najbardziej wybrednych buddystów).

Wszyscy, którzy przyjechali do Doliny Trzech Stawów posłuchać jednak gitar, nie mogli narzekać. Piątkowy garażowy zestaw The MenIdles (a zwłaszcza ci drudzy) jako pierwszy poważnie nadszarpnął trzydniowe zapasy energetyczne festiwalowiczów, ale na szczęście już chwilę potem można było odsapnąć, słuchając pierwszego od lat koncertu zespołu Łoskot Mikołaja Trzaski i Macia Morettiego (wybornego, yass w królestwie trzech czwartych był jak balsam) oraz cieplutkiego Helado Negro, który wykonywał swoje zlatynosiałe elektroniczne numery w towarzystwie dwóch srebrnych futrzaków („These are my furry friends from New York”). Koncert Leslie Feist to pełen profesjonalizm i niesamowita charyzma wokalistki, która bez przerwy przeplatała swoje numery żartami (a jej muzyka na żywo brzmi znacznie bardziej energetycznie niż na płytach, zwłaszcza ta z ostatniej „Pleasure”). Występ Black Madonny na koniec wieczoru mógł zachwycać w równym stopniu, co irytować – cztery numery techno, trzy kawałki elektro, cztery funkowe bangery i znów techno… Jedni byli zachwyceni eklektyzmem seta, inni nie mogli się zupełnie w niego wczuć. Biodra wszystkich ruszały się jednak tak samo, jako że był to jedyny stricte taneczny występ wieczoru.

Sobotę dobrze zacząć od dziwacznych Japończyków – spokojne, pełne gitarowych ozdobników dźwięki Kikagaku Moyo były idealnym remedium na popołudniowego kaca. Późniejszy koncert Siksy… cóż. Opinie na temat tego występu oscylują od „absolutnie genialna, robimy rewolucję” po „słabsze od skeczów Popka”. Na szczęście na YouTube można obejrzeć spore fragmenty tego performensu i wyrobić sobie własne zdanie. Anna Meredith zagrała pełen emocji i dęciaków koncert, zakończony kozackim coverem „I’m Gonna Be (500 Miles)” Proclaimersów; w tym samym czasie na Scenie Eksperymentalnej ubrana w hidżab Noura Mint Seymali grała z zespołem utwory spokojniejsze (choć nie marudne), niż można by się spodziewać po stereotypowym „afrykańskim koncercie na Offie”.

Chwilę później na główną scenę weszła Polly Jean Harvey (na czarno) wraz z dziewięcioosobowym zespołem (również odzianym w czerń). PJ zaczęła od utworów z najnowszej płyty „Hope Six Demolition Project”, stopniowo cofając się do swych poprzednich płyt („Let England Shake” brzmi równie przejmująco, co sześć lat temu, a dwa numery z mojej ukochanej „White Chalk” zmiękczyły mi kolana). Był to naprawdę imponujący występ, choć może odrobinę zbyt wystudiowany (niewiele różnił się od zeszłorocznego koncertu na Torwarze). Wolves In The Throne Room zaserwowali godzinę najbardziej siarczystego black metalu, Jessy Lanza pięknie rozbujała Scenę Leśną (choć jej cichy głos zdecydowanie bardziej nadaje się do zamkniętych pomieszczeń), a Talib Kweli sprowadził do Katowic na trochę ponad godzinę uliczną imprezę ze Wschodniego Wybrzeża (wkładając między swoje bangery „Eleanor Rigby” Beatlesów).

W niedzielę temperatura nie opadła, w powietrzu i na scenach. Idris Ackamoor (w złotym stroju faraona) zaserwował wraz z The Pyramids rozbujane afrobeaty, a Conor Oberst (kontrastując z grającymi w tym samym czasie garażowymi Preoccupations) przeplatał piękne folkowe piosenki politycznymi tyradami na temat Donalda Trumpa. O 21 na Scenę Leśną wszedł zespół Thee Oh Sees, wracając na festiwal po czterech latach. Ekipa zdecydowanie dojrzała – choć wygląda dokładnie tak samo (dwa zestawy perkusyjne z przodu sceny, gitarzysta/wokalista z gitarą beatlesowsko przywieszoną pod samą szyją), ich władanie sceną jest już prawdziwą maestrią. Od pierwszego do ostatniego dźwięku nie zwalniali swego potwornie głośnego galopu, nie pozwalając widowni zatrzymać się choćby na sekundę. To był niezwykle radosny, mocny i bez wątpienia mój ulubiony występ całego Offa.

Choć konkurować z nim mogła godzina spędzona ze składem Pro8l3m. Duet już od dawna nie wygląda na lekko wystraszony swym sukcesem (jak wtedy, gdy grali na Offie dwa lata temu na dzikiej scenie) – teraz w pełni włada sceną, za ich plecami pojawiają się piękne rozglitchowane wizuale, a panowie swoją gadką gładko łączą kolejne numery. Bawiłem się świetnie i przyznam, że byłem mocno zaskoczony znajomością tekstów przez Offową (bądź co bądź rockową) publiczność, łącznie ze wspólnym wykrzyczeniem refrenów z tegorocznej EPki „Hack3d by Gho5t 2.0”.

Podczas gdy na głównej scenie rozpoczął się ostatni koncert jakichś seniorskich nudziarzy (przykro mi, nie przekonam się, ani to fajny noise, ani dobry rock – fenomenu Swans nie zrozumiem nigdy), na Scenie Trójki nadal działy się interesujące rzeczy. Oliver Coates loopował swą przesterowaną wiolonczelę, robiąc wręcz techno-kawałki (!), a ostatnia Moor Mother (długimi chwilami statyczna, by po chwili paść z mikrofonem na kolana) wychłostała festiwalowych twardzieli, którzy zaczekali na jej występ do drugiej w nocy, swą gniewną poezją, utopioną w noise’ach (tak należy hałasować, panie Gira!), basach i przesterach. Widziałem, jak zmęczone twarze (zmęczone tak gitarami, jak i porą) powoli rozświetlają się w zachwycie, pragnąc, by trwało to jak najdłużej. Godzina trzecia nad ranem uderzyła w zgromadzonych przejmującą ciszą. Można było odetchnąć.

tekst: Piotr Czarnota

>>> wróć do całej relacji







teksty
FESTIWAL ARS CAMERALIS. RETROSPEKCJA: Piękny trzydziestoletni
koncert Jane Birkin w ramach Festiwalu Ars Cameralis, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 10.11.2011 Proszę sobie wyobrazić:... >>>

DARIA ZE ŚLĄSKA: Rozmowy przerywane
Pseudonim artystyczny zobowiązuje, bo Daria ze Śląska związana jest z nim od urodzenia. Mogła zostać zawodową siatka... >>>

NATALIA DINGES: W procesie przemieszczania
Aktorka i choreografka. Współpracowała z większością teatrów na południu Polski (Katowice, Bielsko-Biała, Tychy, S... >>>

VITO BAMBINO: Vito na urodziny Kato
10 września po raz kolejny Katowice w unikatowej formie będą świętować swoje urodziny. Jak na Miasto Muzyki UNESCO p... >>>

OLA SYNOWIEC I ARKADIUSZ WINIATORSKI: Marsz w długim cieniu rzucanym przez mur
Mur graniczny pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Wszystkie osiągnięcia ludzkości są konsekwencją dwóch... >>>

MICHAŁ CHMIELEWSKI: O zagubieńcach i outsiderach
Michał Chmielewski trzy miesiące po skończeniu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach zadebiutowa... >>>

ANNA I KIRYŁ REVKOVIE: Nawet wojna nie zatrzyma kreatywności
Z Anną i Kiryłem Revkovami – muzykami jazzowymi z Ukrainy – rozmawiamy o ich drodze do Katowic, sztuce... >>>
po imprezie
Ostatnio dodane | Ostatnio skomentowane
Upper Festival 2019
5.09.2019
Fest Festival 2019
26.08.2019
Off Festival 2019
9.08.2019
Festiwal Tauron Nowa Muzyka 2019
27.06.2019
Off Festival 2018
10.08.2018
Podziel się z resztą świata swoimi uwagami, zdjęciami, filmami po imprezach.


Ultramaryna realizuje projekt pn. „Internetowa platforma czasu wolnego” współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach RPO WSL na lata 2014-2020. Celem projektu jest zwiększenie innowacyjności, konkurencyjności i zatrudnienia w przedsiębiorstwie.
Efektem projektu będzie transformacja działalności w stronę rozwiązań cyfrowych. Wartość projektu: 180 628,90 PLN, dofinansowanie z UE: 128 035,50.
o nas | kontakt | reklama | magazyn | zgłoś błąd na stronie | © Ultramaryna 2001-2022, wszystkie prawa zastrzeżone