 |

> szczęśliwa trzynastka
> ultra_kolekcje
> jedna na sto!
> ustrzel kolory miasta!
|
 |
 |
|
 |

|
 |
 |

 | Calexico Feast of Wire |
Najwyższa półka alternatywy akustycznego grania. Neocountry połączone z klimatami latino, podane w lekko „przybrudzonej” wersji z towarzyszeniem smyczkowego instrumentarium.
Kiedy wyrzuci się sentymentalizm i lekką ckliwość ze składników modnego i lansowanego w mediach neocountry, wtedy zostaje muzyka Calexico. Fest of Wire jest zdecydowanie różna od dokonań Lambchopa, uznanego za koronny przykład poszukiwań na bazie country. Zostaje podobna melodyka i harmonie, ale dźwięki nabierają pewnej chropowatości i żywiołowości, zaprawionej awangardowością. Album Calexico to nie tylko zbiór niezwykle urodziwych piosenek jak zaczynający płytę walczyk „Sunken Waltz”. To także nie tylko ballady wyłaniające się ze smugi cienia, takie jak „Woven birds”.
To przede wszystkim własne podejście do materii akustycznego grania. Potrafią tak zagrać, by zdezorientować, nie dać się zaszufladkować i pozostawić słuchacza w stanie ciekawości. Bierze się to prawdopodobnie z wrażenia, jakie pozostawia po sobie muzyka - niezwykle słonecznego dnia na pustyni, kiedy ma się pod dostatkiem mnóstwo egzotycznych płynów i zamykając oczy pozwala się po prostu popłynąć w nieobliczalnym rytmie.
Różnorodność płyty Calexico powoduje też chęć powrotu do dźwięków, które nie wpisują się już w płowy pop za to ocierają się o eksperymenty (“Attack el Robot! Attack!”). Myśląc "muzyka latino" w przypadku tego zespołu nie ma mowy o merkantylnym podejściu do sprawy ("jest moda na te rytmy, to i my tak zagrajmy"). Można mówić o autorskim przetrawieniu stosowanych wzorców i zabarwieniu ich szczyptą czegoś innego („Dub latino”). Dla takiej plyty jak Feast of Wire warto czasami rozszerzyć swoje horyzonty i posłuchać jak to niektórzy muzycy lśnią aż od kreatywności. (Adrian Chorębała)
City Slang/Pomaton EMI 2003
KOMENTARZE:Brak komentarzy...
SKOMENTUJ
|
 |
 |
|
 |

|
 |


|